Jak obiecałam rozdział pojawił się szybko. Sprawdzałam tekst bardzo dokładnie i nie powinno być błędów. w razie zauważenia jakiegokolwiek proszę o komentarz.
Blogger zrobił mi psikusa i nie mogę zmienić koloru poprzedniej notki, nie mam pojęcia co jest nie tak.
Komentarze bardzo mile widziane.
***
Obudziło
mnie moje imię wypowiedziane kobiecym głosem.
-
Hinata!
Przez
chwilę nie miałam pojęcia gdzie się znajduję i czy to, co się wydarzyło było
prawdziwe. Uspokoiłam oddech i wszystko sobie przypomniałam. Byłam w gorących
źródłach z Karui. Nikt nie umarł, nic się nie stało. Miałam misję do wykonania.
Otworzyłam
oczy gotowa stawić czoła wszystkim wyzwaniom. Jako pierwszą zobaczyłam falę
czerwieni opadająco na mnie ze wszystkich stron, wyglądała jak krew.
Dopiero, gdy dojrzałam twarz Karui zdałam
sobie sprawę, że to jej włosy. Czemu była tak blisko?
Usiadłam
gwałtownie wyciągając dłonie do obrony. Od początku nie wierzyłam w jej dobre
intencje. Uwolniłam Byakugana. Dziewczyna odskoczyła, uśmiechając się
szyderczo.
-
Twoje oczy robią wrażenie. - stwierdziła z podziwem. - Dobrze, że nie jestem
twoim wrogiem.
Nie
opuściłam dłoni. Nie mogłam jej wierzyć
-
Czemu byłaś tak blisko? To wyglądało na atak.
-
Wrzeszczałaś jak dziecko. - Wzruszyła ramionami. - W ranach mogła być trucizna,
która zaczynała działać. Chciałam sprawdzić czy masz gorączkę.
Zwolniłam
Byakugana. Mówiła z sensem, rzeczywiście zdarzało mi się krzyczeć przez sen.
-
Miałam koszmar. - Wyjaśniłam zwięźle zbierając rzeczy. Musiałyśmy jak
najszybciej ruszyć.
Karui
spojrzała na mnie czujnie, ale o nic nie spytała. Byłam jej za to wdzięczna.
Sama
nie wiedziałam co znaczył ten dziwny sen. Kim była dziewczynka? Himawari -
przypomniałam sobie jej imię. Czemu przestraszyła mnie jej śmierć? Podświadomie
znałam odpowiedzi, ale nie byłam na nie jeszcze gotowa.
Najlepszym
sposobem na odciągnięcie myśli od tego temat był wysiłek. Dopakowałam resztę
rzeczy i nie oglądając się na Karui wybiegłam z pokoju. Na korytarzu było
dziwnie pusto i cicho. Wczoraj było tu wiele osób i wszystkie głośno
rozmawiały.
-
Czy tylko ja mam wrażenie, że coś jest bardzo nie tak? - spytała dziewczyna,
dołączając do mnie.
Aktywowałam
Byakugana szukając czegoś podejrzanego. Niczego nie znalazłam.
-
W budynku nie ma nikogo, przed wejściem stoi grupka ludzi, nie są shinobi.
Dziewczyna
spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
-
Skąd wiesz, że to cywile? Możesz to zobaczyć?
Zaczynała
mnie irytować jej pytania.
-
Nie mają dużo czakry, ani rozbudowanej jej sieci.
Karui
wyszczerzyła zęby i przyspieszyła kroku. Ruszyłam za nią nie dezaktywując
Byakugana, złe przeczucia mnie nie opuszczały. Wyszłyśmy z budynku.
Pozornie
na ulicy było pusto, ludzie ukryli się za domami i tylko dzięki czakrze ich
dostrzegłam.
Natychmiast
przyjęłam pozycję obronną - nikt nie kryję się bez powodu. Karui wyciągnęła
miecz z pochwy widząc moje przygotowania.
-
Gdzie? - Zadała szybkie pytanie wyszczerzając zęby w parodii uśmiechu.
Bezgłośnie
wskazałam jej trzy budynki.
-
Jest ich trzydziestu.
Dziewczyna
machnęła na próbę parę razy kataną i strzeliła kostkami palców.
-
Spotkamy się tutaj. - stwierdziła wodząc wzrokiem między celami.
Skinęłam
na potwierdzenie głową. W tym samym momencie w naszym kierunku poleciał mały
obiekt, bez czakry. Zadziałałam odruchowo odpychając go miękką pięścią w
miejsce z którego został posłany.
Rozległ
się okrzyk bólu mężczyzny. Karui skoczyła w jego stronę wymachując mieczem.
Pobiegłam
do drugiej kryjówki wrogów magazynując czakrę w dłoniach. Uderzyłam w pierwszą
osobę skrytą za budynkiem. Mężczyzna wrzasnął. Próbował sparować cios. Nie udało
mu się. Siła uderzenia posłała go na ścianę.
Nie
oglądając się ruszyłam na następnego wroga. Była nim młoda kobieta. Wyciągnęłam
kunai. Cięłam ją w nogę. Upadła zaciskając dłoń na ranie. Następnego napastnika
powaliłam jednym uderzeniem.
Pozostała
piątka ludzi, cofnęła się i przyjęła obronne pozycje. Byli pod wrażeniem mojej
mocy. Uniosłam nóż i przyjęłam pozycję ataku, chciałam jak najszybciej
zakończyć to starcie. Powaliłam trójkę ludzi i sama tylko lekko dyszałam.
Byakuganem
sprawdziłam słabe punkty czakry by w nie uderzyć. Nie znalazłam ich, ci ludzie
mieli jej znikomą ilość i nie dało się tego sprawdzić.
Upuściłam
ostrze, przerażona.
Uświadomiłam
sobie oczywistą prawdę. To byli cywile.
Nie
mogłam się z nimi walczyć. Nie mogli być niewinni i niewyszkoleni.
Przyjrzałam
się dokładnie najbliższej osobie. Nie miała żadnego elementu ubioru shinobi, za
broń służył jej tasak kuchenny. Dopiero gdy spojrzałam na jej twarz zdałam
sobie sprawę z oczywistego faktu. Chłopak był przerażony.
Opuściłam
dłonie dezaktywując Byakugana, oddychałam spazmatycznie. Byli niewinni.
Zaatakowałam
cywili. To była zbrodnia, niewiedza mnie nie usprawiedliwiała. Mogłam się
domyśleć i rozejrzeć się w około. Miałam przed sobą piątkę przerażonych ludzi z
prowizoryczną bronią.
Na
dźwięk głosu dziecka odwróciła gwałtownie głowę.
-
Proszę, nie zabijaj nas. - stwierdził chłopczyk o niebieskich oczach.
Miał
rozszerzone oczy ze strachu i drżący głos. Jak mogłam wcześniej nie zauważyć
dziecka?!
Bał
się mnie. Był umierający ze strachu. Ja tego nie zauważyłam.
-
Nie zabiję was. - zapewniłam cofając się kroczek.
I
wtedy go zobaczyłam. Nie miał zabawnej czapki i ściskał w dłoni nóż.
Oprócz tego wyglądał tak samo jak poprzedniego dnia. Nie był przestraszony,
tylko wściekły. Jego błękitne oczy pociemniały z gniewu.
-
Już za późno na takie deklarację. - stwierdził chłopak pracujący w gorących
źródłach odpychając dziecko za siebie.
Zbliżył
się do mnie groźnie wyciągając ostrze. Reszta ludzi patrzyła na niego w ciszy.
Nie mogłam go zaatakować - był cywilem nieprzeszkolonym w walce. Nawet gdyby
nie byłoby to przestępstwem nie mogłabym się na to zdobyć. Podniosłam dłonie do
góry sygnalizując poddanie.
Chłopak
nie przestawał się zbliżać patrząc mi prosto w oczy. Jego twarz wyrażały tylko
determinację. Patrzyłam spokojnie jak czubek jego noża powoli wbijał się w moją
koszulkę na brzuchu. Zasłużyłam na to. Na materiale pojawiły się pierwsze
kropelki krwi.
-
Dlaczego? - spytał. - Dlaczego nie potrafię cię zabić? Zasłużyłaś na to.
Zatrzymał
nóż.
-
Dlaczego na to pozwoliliście? - Powtórzył pozwalając łzom w oczach spłynąć.
-
Nie wiem o czym mówisz. - stwierdziłam cicho.
Zacisnął
powieki jakby bolały go moje słowa.
-
Jasne, że nie wiesz. Był tylko górskim przewodnikiem.
Nie
rozumiałam o czym mówił. Uspokoiłam się - musiałam znaleźć wyjście z tej
dziwnej sytuacji. Teraz byłam zła tylko na siebie.
-
Możemy porozmawiać o tym na spokojnie? - spytałam najdelikatniejszym głosem. -
W gorących źródłach. Chętnie poznam waszą wersję wydarzeń.
Chłopak
zdający się być przywódcą grupy skinął potwierdzająco głową walcząc z łzami.
-
Przyjdźcie jak będziecie gotowi.
Odskoczyłam
od nich kierując się w stronę źródeł.
Nie
miałam pojęcia co sądzić o tej sytuacji. Zwykli ludzie kochali shinobi i
dziękowali im za opiekę. Czemu ci tacy nie byli? Jedyną sensowną odpowiedzią
wydawali mi się bandyci przebrani za ninja. To miało sens.
Krzyk
mężczyzny w oddali przypomniał mi o Karui. Dotarłam do niej jak najszybciej
mogłam.
To
co zobaczyłam Byakuganem za budynkiem wstrząsnęło mną do głębi. Wszędzie była
krew.
Dziesiątka ludzi leżała martwa u stóp
dziewczyny czyszczącej sobie katanę.
-
Hinata! - zawołała na mój widok. - Szybko poszło, moi nie byli zbyt dobrzy.
Nie
mogłam wypowiedzieć słowa. Zabiła ich. Wszystkich.
-
Coś nie tak? - spytała przyglądając mi się badawczo. - Jesteś ranna?
Martwe
oczy mężczyzny z kamieniem w dłoni wpatrywały się we mnie oskarżycielsko. To
był tylko cywil ściskający kamień jak ostatnią deskę ratunku.
-
Zabiłaś ich - zdołałam wyszeptać po chwili.
Dziewczyna
wykrzywiła zęby w przerażającym uśmiechu.
-
Nie wiem co robi się z napastnikami w twojej wiosce, ale w mojej się ich
zabija.
Lekceważyła
ich śmierć. Nic dla niej nie znaczyła. Poczułam straszliwy gniew. Tyle
niepotrzebnej śmierci. Zakręciło mi się w głowie.
-
Wszystko dobrze? - spytała wkładając miecz do pochwy. - Wyglądasz jakbyś miała
zwymiotować. Trochę krwi cię obrzydziło?
-
To byli cywile. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Dziewczyna
nie zmieniła wyrazu twarzy.
-
Zaatakowali mnie. Po co atakowali osobę mogącą zabić ich jednym ruchem?
Chełpiła
się nawet w takim momencie.
-
Nie powinnaś ich zabijać.
Westchnęła.
-
Niby czemu, księżniczko? - spojrzała na mnie jak na dziecko. - Rozumiem, że ty
nigdy nie umaczałaś swoich delikatnych rączek w krwi, ale ja to zrobiłam.
Zaatakowali mnie to zginęli. Możesz sobie rzygać do woli, ale ja nie boję się
umierania, zabijania i martwych. - Zmierzyła mnie pogardliwym wzrokiem. - Już
rozumiem czemu potrzebowałaś pomocy.
Moje
ciało zareagowało zanim zdążyłam pomyśleć. Uderzyłam ją pięścią w nos.
Dziewczyna
przycisnęła dłonie do twarzy próbując zatamować krwawienie. Patrzyła na mnie z
nienawiścią.
-
Pieprz się. - stwierdziła i odbiegła.
Wiedziałam,
że nie wróci.
Dopiero
po chwili dotarły do mnie konsekwencję lekkomyślnego zachowania. Mogłam
zniszczyć delikatny sojusz pięciu wiosek jednym uderzeniem. Teraz to się
nie liczyło. Ważni byli cywile czekający na mnie.
Odetchnęłam
parę razy zwalczając odruch wymiotny i ruszyłam powolnym krokiem do gorących
źródeł. Po drodze się uspokoiłam. Nie mogłam sobie pozwolić na złość przy
tamtych ludziach. Nie mogli się mnie bardziej przestraszyć.
Bali
się mnie, choć osobiście nigdy się z nimi nie spotkałam. Bali się tego czym
byłam. Ta myśl mnie przerażała.
Odsunęłam
myśli od tego tematu, skupiając je na misji. Będę miała spore opóźnienie. Jak
uda mi się dogadać z mieszkańcami mogłabym poprosić ich o pomoc i uniknąć
ponownego zgubienia.
Przed
wejściem do budynku sprawdziłam Byakuganem jego wnętrze. Były tam dwadzieścia
dwie osoby z małą ilością czakry.
Weszłam
do środka i skierowałam się do jadalni, gdzie siedzieli. Gdy otworzyłam drzwi
do pomieszczenia wszystkie głowy odwróciły się w moją stronę, parę osób zerwało
się z miejsc.
Od
razu odnalazłam wzrokiem chłopaka, który wbił we mnie nóż. Stał na uboczu ze
spuszczonym wzrokiem. Gdy mnie zobaczył wyszedł na środek sali.
-
Usiądź, proszę. - rozkazał mi uprzejmie.
Usiadłam
na najbliższym krześle.
-
Proszę, odpowiedz na nasze pytania.
Chłopak
odetchnął głęboką parokrotnie, usiadł na krześle na przeciwko i przemówił do
mnie spokojnym głosem.
-
Masz uprawnienia by występować w imieniu shinobi?
Sprawa
zapowiadała się poważnie, nie mogłam kłamać.
-
Jestem na oficjalnej misji zleconej mi przez Hokage Wioski ukrytej w liściach,
więc wypowiadam się w jej imieniu.
Sięgnął
po notatnik leżący na stole.
-
Powiedz jak się nazywasz. Wymień swoje wszystkie tytuły, rangi, czy co wy tam
macie.
-
Hinata Hyuga, dziedziczka klanu Hyuga, Chunin.
-
Wiek?
Zapisał
wszystko w zeszycie. Zaczęła irytować mnie ta sytuacja, byłam na przesłuchaniu
w sprawie o której nie miałam pojęcia z nieprzychylnym sędzią i oskarżycielem w
jednej osobie.
-
17 lat. - Musiałam wybadać na jak wiele mogę sobie pozwolić. - Jak się
nazywasz?
Chłopak
podniósł wzrok z nad zeszytu zaskoczony.
-
Takeo. - zawahał się opuszczając spojrzenie. - Naprawdę masz tylko 17 lat?
Jesteś niepełnoletnia.
-
Shinobi wraz z rangą Chunina zyskują swobodę i stają się pełnoprawnymi ninja.
Zanotował
moje słowa w zeszycie. Stracił rezon.
-
Czy… - zamilkł na chwilę. - Zabiłaś kogoś?
Zaskoczył
mnie tym pytaniem - było zbyt bezpośrednie. Nie chciałam na nie odpowiadać,
choć wiedziałam, że muszę to zrobić, jak najszybciej.
Przywołałam
minę pozbawioną emocji.
-
Tak. Walczyłam na wojnie.
Po
moich słowach zapadła krępująca cisza. Przerwał ją głos Takeo.
-
Jakiej wojnie?
-
Organizacja zbuntowanych shinobi stworzyła tysiące klonów mogących
przybierać wygląd każdego i wskrzesiła setki najpotężniejszych ninja,
zniewoliła demony i próbowała przywrócić moc zmarłej setki lat temu twórczyni
shinobi. - Takeo gapił się na mnie zdziwiony, pewnie cała wioska nie miała
pojęcia o szczegółach wojny. - Cała reszta świata shinobi zjednoczona pod
przywództwem Kage nie mogła się równać tej potędze. Przegrana nie wchodziła w
grę - wszyscy pogrążyliby się we śnie, a ich energia zostałaby wyssana. Dopiero
dzięki najpotężniejszemu shinobi na świecie - Naruto Uzumakiemu... - Mój głos
zadrżał na jego imieniu - I Sasuke Ucicha udało się odeprzeć tą potęgę. -
Wyjaśniłam wszystko jak najprościej potrafiłam.
Po
moich słowach zapadła cisza.
-
Nie wiedzieliśmy o tym. - stwierdził chłopak jakby to nie było oczywiste. - Nie
mniej, zbrodnia pozostaję zbrodnią.
Wyczułam,
że teraz nadeszła moja pora na pytania.
-
Jaka zbrodnia?
Odłożywszy
zeszyt Takeo spojrzał na mnie ze smutkiem.
-
Od zawsze shinobi zabierali część upraw cywilom podczas wojen. Akceptowaliśmy
to. - Wzruszył ramionami, jakby nie widział w tym nic dziwnego. - Zawsze działo
się to pokojowo. Wy mówiliście: dajcie nam plony. My: proszę bardzo i tyle. Dwa
miesiące temu przybyła grupka shinobi ze standardową prośbą, zgodziliśmy się.
Wzięli więcej niż zwykle, ale reszta była dla nas wystarczająco. Dwa tygodnie
przybyli nowi ludzie, byli z innej wioski, ale twierdzili, że podpisali pakt z
naszą. Niektórzy, w tym mój ojciec nie wierzyli w to. Wywiązała się awantura,
shinobi zagrozili nam i… - Urwał zaciskając powieki. - Spełnili groźby, na
naszych oczach. Zamordowali osoby sprzeciwiające się najgłośniej.
Po
jego słowach zapadła cisza. Nie mogłam uwierzyć w to co mówił. Żaden shinobi
nie zabiłby cywila. Chociaż… Przypomniałam sobie Karui i zaklęłam w
duchu. Byli ninja zdolni do tego.
-
Ja… - zaczęłam niepewna co powiedzieć dalej. - Współczuję straty.
Chłopak
otworzył oczy i prychnął pogardliwie.
-
Ty współczujesz straty, a twoi sprzymierzeńcy zabili mojego ojca. - stwierdził
głosem pozbawionym emocji.
-
Nie byli moimi sprzymierzeńcami. - Czułam do zabójców tylko pogardę.
-
Czyli kłamali?
-
Nie, przymierze było. - Zacisnęłam pieści pozwalając gniewowi znikać. - Ale
zabicie niewinnych ją złamało. Zabójcy zostaną ukarani.
Takeo
spojrzał mi prosto w oczy i skinął głową.
-
Dziękuję - wyszeptał. - Możemy w zamian coś zrobić by ci pomóc?
Rozwiązałam
ich problem, teraz mogłam wrócić do najważniejszej misji.
-
Tak. - Posłałam mu dziękczynny uśmiech. - Nie mam pojęcia gdzie jest wulkan.
Muszę tam dotrzeć by skończyć misję.
-
Zaprowadzę cię tam.
Chłopak
odwrócił się do zgromadzonych osób i przemówił:
-
Ktoś jeszcze chcę porozmawiać z tą dziewczyną? - Nikt się nie odezwał. -
Możecie wrócić do domów.
Ludzie
posłusznie wyszli obrzucając mnie oskarżającymi spojrzeniami. Zniosłam to z
godnością, mieli prawo do żalu. Po chwili w sali został tylko Takeo i
chłopczyk, który do mnie przemówił.
-
Pójdę z tą ninja do góry. - Takeo pochylił się na wysokość twarzy chłopca i
rozmawiał z nim delikatnym głosem. - Idź do pani Minyo, ona da ci jeść.
Dziecko
skinęło głową i wybiegło patrząc na mnie rozszerzonymi ze strachu oczami. Takeo
obserwował go uważnie ignorując moją obecność. Dopiero gdy chłopczyk zniknął
przeniósł na mnie wzrok.
-
Idziemy - stwierdził, od razu ruszając.
Dogoniłam
go bez większego wysiłku. Marsz w ciszy wydawał mi się dziwnie smutny, czułam
palącą potrzebę wypełnić ją słowami.
-
To był twój brat? - spytałam delikatnie.
Takeo
spojrzał na mnie podejrzliwie zanim odpowiedział.
-
Tak. - zawahał się, ale coś w moim spojrzeniu kazało mu mówić dalej. - Świetny
dzieciak. Po śmierci ojca ja się nim opiekuję.
Odwrócił
głowę przyśpieszając. Zirytowało mnie to.
-
Możemy normalnie rozmawiać. - zapewniła go przyjaźnię. Na dźwięk moich słów
odwrócił głowę ponownie i wbił spojrzenie w moje oczy. - Ja mam siostrę -
Hanabi.
Chłopak
uśmiechnął się delikatnie. Uśmiech rozświetlił całą jego twarz.
-
Musi być śliczną dziewczynką. - W jego słowach pobrzmiewał śmiech. Czyżby
informacja o moim rodzeństwie uczyniła go bardziej otwartym? Musiałam
wykorzystać okazję i nawiązać bardziej przyjazne stosunki.
-
Gdybyś jej to powiedział, byłbyś martwy. - zażartowałam uśmiechając się pod
nosem. - Ma dopiero 13 lat i już jest bardzo potężna. Kiedyś byłam o nią
zazdrosna.
-
Ech, shinobi. - Chłopak pokręcił głowę wprawiając mnie w stan konsternacji. -
Trenujecie małe dzieci.
-
Same tego chcą. Ja też chciałam. - Broniłam swoich racji. - Hanabi jest w
pełni zadowolona, jakby się jej odwidziało może zrezygnować.
Takeo
wzruszył ramionami.
-
Jak tak mówisz. Mój brat - Boruto, też ma 13 lat i nigdy by nikogo nie zranił.
Jest delikatny jak motylek.
Zaśmiałam
się wyobrażając sobie co Hanabi powiedziałaby o chłopcu “delikatnym jak
motylek”
-
Właściwie moja siostra kończy 13 lat dopiero za miesiąc. Kupuję jej z tej
okazji katanę.
-
Broń na urodziny dziecka? Szalone. - westchnął głęboko. - Cały wasz świat jest
dziwny i szalony. Szkolenie dzieci, drzewa pożerające ludzi, dziwne
umiejętności. To się w głowie nie mieści. - Zaśmiał się cichutko. - Jak to
możliwe, że tak szybko dorastacie? Jestem starszy od ciebie o pięć lat i nie
jestem w stanie zranić muchy, ani samodzielnie przeżyć. A ty ganiasz po całym
kraju zabijając ludzi.
Nie
wiedziałam czy to zniewaga czy komplement.
-
Kontakt ze śmiercią uczy wielu rzeczy. Całe życie służymy.
-
Nigdy tak o tym nie myślałem. - Spojrzał mi w oczy. - O waszym życiu jak o
służbie. Wyobrażałem sobie, że macie pełną swobodę i latacie po świecie
zabijając ludzi samym spojrzeniem. Jak Bogowie.
-
Są shinobi potężniejsi od Bogów.
-
Chętnie o nich posłucham. - Uśmiechnął się zachęcająco. - Uwielbiam historię o
mocnych bohaterach.
Do
mojej głowy natychmiast napłynęły wspomnienia. Poznałam w swoim życiu nie
jednego “mocnego bohatera”
-
Jak nie chcesz, nie musisz nic mówić. - wtrącił szybko chłopak, biorąc moje
milczenie za niechęć.
-
Nie, nie. - Byłam mu winna wiele, nie mogłam niczego odmówić. - Słyszałeś o
Naruto Uzumaki i Sasuke Ucicha?
Takeo
prychnął i przewrócił oczami.
-
Kto nie słyszał? - Jego oczy błyszczały z podekscytowania. - Jeden zniszczył w
pojedynkę najpotężniejszą organizację zbuntowanych shinobi. Drugi w niej był i
zabijał całe wioski spojrzeniem. Nie licząc Kage, to najsłynniejsi ninja.
Wyobraziłam
sobie, że Naruto stoi obok i śmieje się. Takeo na pewno przypadłby mu do gustu.
-
Naruto jest dużo potężniejszy niż wszystkie organizację złoczyńców świata razem
wzięte. - Zapewniłam go. - W czasie wojny zdobył wielką potęgę i mógłby
niszczyć góry jednym ruchem.
Takeo
nie wydawał się przekonany.
-
Jasne, zaraz mi jeszcze powiesz, że mógł latać, wskrzeszać ludzi i zmieniać
dowolnie formy.
Zaśmiałam
się cichutko przypominając sobie popisową technikę Naruto - zmieniającą go w
seksowną dziewczynę.
-
Umie zrobić wszystkie te rzeczy. - zapewniłam go. - Sam do tego wszystkiego
doszedł, zaczynając od zera.
Chłopak
wytrzeszczył oczy i wbił we mnie pytający wzrok.
-
Jak to sam? Miał przecież we krwi te wszystkie najmocniejsze umiejętności.
Słyszałem, że wielcy shinobi byli w dzieciństwie geniuszami.
Przypomniałam
sobie klasowego przygłupa z akademii. Nie umiał zrobić nawet najprostszej
techniki i cały czas się uśmiechał. Był beznadziejnym shinobi.
-
Zwykle tak jest, Sasuke to nie ominęło. Naruto był inny - bez rodziców, bez
przyjaciół, bez mocy, bez wiedzy i bez opanowania.
-
Czyli dla każdego jest nadzieja?
-
Tylko dzięki ciężkiej pracy.
Takeo
westchnął i spojrzał na mnie, zaciekawiony.
-
I ty go znałaś? - Był całkowicie zaskoczony.
Zaśmiałam
się. Powoli Naruto stawał się postacią z legend, zbyt potężną by istnieć.
-
Tak. Chodziłam z nim i Sasuke do klasy w Akademii ninja.
-
Robi wrażenie. - stwierdził z podziwem w głosie. - Czyli oni są w twoim wieku?
-
Tak.
Na
chwilę zapadła cisza. Szliśmy już od godziny, powoli zaczynałam się orientować
gdzie jesteśmy. Według moich obliczeń do wulkanu zostały jakieś 4 godziny
marszu w tym tempie.
-
Twoja misja jest tajna? - spytał chłopak przerywając moje rozmyślania.
Przypomniałam
sobie słowa Karui.
-
Nie. - Posłałam mu uśmiech. - Chcesz wiedzieć co tu robię, prawda?
-
Tak. - westchnął. - To dziwne, że jesteś w wiosce na końcu świata. Oprócz
wulkanu niczego ciekawego tu nie ma. Dlatego założyłem, że masz wrogie zamiary.
Nie mogłem bardziej się mylić. Dzięki tobie zabójcy zostaną ukarani.
Cieszyła
mnie jego nagła zmiana stosunku do mnie.
- Muszę zdobyć Smoczą Lilię - kwiat leczniczy.
-
Czasami nasza zielarka ją wykorzystuje. Zawsze mnie po nią wysyła, więc wiem
gdzie rośnie. Mogę pomóc ci szukać.
To
by mi się przydało.
-
Dziękuję. – stwierdziłam ze szczerą wdzięcznością.
Posłał
mi delikatny uśmiech. Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu.