niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział 6

Jak obiecałam rozdział pojawił się szybko. Sprawdzałam tekst bardzo dokładnie i nie powinno być błędów. w razie zauważenia jakiegokolwiek proszę o komentarz. 
Blogger zrobił mi psikusa i nie mogę zmienić koloru poprzedniej notki, nie mam pojęcia co jest nie tak. 
Komentarze bardzo mile widziane.

***
Obudziło mnie moje imię wypowiedziane kobiecym głosem.  
- Hinata!
Przez chwilę nie miałam pojęcia gdzie się znajduję i czy to, co się wydarzyło było prawdziwe. Uspokoiłam oddech i wszystko sobie przypomniałam. Byłam w gorących źródłach z Karui. Nikt nie umarł, nic się nie stało. Miałam misję do wykonania.
Otworzyłam oczy gotowa stawić czoła wszystkim wyzwaniom. Jako pierwszą zobaczyłam falę czerwieni opadająco na mnie ze wszystkich stron, wyglądała jak krew.
 Dopiero, gdy dojrzałam twarz Karui zdałam sobie sprawę, że to jej włosy. Czemu była tak blisko?
Usiadłam gwałtownie wyciągając dłonie do obrony. Od początku nie wierzyłam w jej dobre intencje. Uwolniłam Byakugana. Dziewczyna odskoczyła, uśmiechając się szyderczo.
- Twoje oczy robią wrażenie. - stwierdziła z podziwem. - Dobrze, że nie jestem twoim wrogiem.
Nie opuściłam dłoni. Nie mogłam jej wierzyć
- Czemu byłaś tak blisko? To wyglądało na atak.
- Wrzeszczałaś jak dziecko. - Wzruszyła ramionami. - W ranach mogła być trucizna, która zaczynała działać. Chciałam sprawdzić czy masz gorączkę.
Zwolniłam Byakugana. Mówiła z sensem, rzeczywiście zdarzało mi się krzyczeć przez sen.
- Miałam koszmar. - Wyjaśniłam zwięźle zbierając rzeczy. Musiałyśmy jak najszybciej ruszyć.
Karui spojrzała na mnie czujnie, ale o nic nie spytała. Byłam jej za to wdzięczna.
Sama nie wiedziałam co znaczył ten dziwny sen. Kim była dziewczynka? Himawari - przypomniałam sobie jej imię. Czemu przestraszyła mnie jej śmierć? Podświadomie znałam odpowiedzi, ale nie byłam na nie jeszcze gotowa.
Najlepszym sposobem na odciągnięcie myśli od tego temat był wysiłek. Dopakowałam resztę rzeczy i nie oglądając się na Karui wybiegłam z pokoju. Na korytarzu było dziwnie pusto i cicho. Wczoraj było tu wiele osób i wszystkie głośno rozmawiały.
- Czy tylko ja mam wrażenie, że coś jest bardzo nie tak? - spytała dziewczyna, dołączając do mnie.
Aktywowałam Byakugana szukając czegoś podejrzanego. Niczego nie znalazłam.
- W budynku nie ma nikogo, przed wejściem stoi grupka ludzi, nie są shinobi.
Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Skąd wiesz, że to cywile? Możesz to zobaczyć?
Zaczynała mnie irytować jej pytania.
- Nie mają dużo czakry, ani rozbudowanej jej sieci.
Karui wyszczerzyła zęby i przyspieszyła kroku. Ruszyłam za nią nie dezaktywując Byakugana, złe przeczucia mnie nie opuszczały. Wyszłyśmy z budynku.
Pozornie na ulicy było pusto, ludzie ukryli się za domami i tylko dzięki czakrze ich dostrzegłam.
Natychmiast przyjęłam pozycję obronną - nikt nie kryję się bez powodu. Karui wyciągnęła miecz z pochwy widząc moje przygotowania.
- Gdzie? - Zadała szybkie pytanie wyszczerzając zęby w parodii uśmiechu.
Bezgłośnie wskazałam jej trzy budynki.
- Jest ich trzydziestu.
Dziewczyna machnęła na próbę parę razy kataną i strzeliła kostkami palców.
- Spotkamy się tutaj. - stwierdziła wodząc wzrokiem między celami.
Skinęłam na potwierdzenie głową. W tym samym momencie w naszym kierunku poleciał mały obiekt, bez czakry. Zadziałałam odruchowo odpychając go miękką pięścią w miejsce z którego został posłany.
Rozległ się okrzyk bólu mężczyzny. Karui skoczyła w jego stronę wymachując mieczem.
Pobiegłam do drugiej kryjówki wrogów magazynując czakrę w dłoniach. Uderzyłam w pierwszą osobę skrytą za budynkiem. Mężczyzna wrzasnął. Próbował sparować cios. Nie udało mu się. Siła uderzenia posłała go na ścianę.
Nie oglądając się ruszyłam na następnego wroga. Była nim młoda kobieta. Wyciągnęłam kunai. Cięłam ją w nogę. Upadła zaciskając dłoń na ranie. Następnego napastnika powaliłam jednym uderzeniem.
Pozostała piątka ludzi, cofnęła się i przyjęła obronne pozycje. Byli pod wrażeniem mojej mocy. Uniosłam nóż i przyjęłam pozycję ataku, chciałam jak najszybciej zakończyć to starcie. Powaliłam trójkę ludzi i sama tylko lekko dyszałam.
Byakuganem sprawdziłam słabe punkty czakry by w nie uderzyć. Nie znalazłam ich, ci ludzie mieli jej znikomą ilość i nie dało się tego sprawdzić.
Upuściłam ostrze, przerażona.
Uświadomiłam sobie oczywistą prawdę. To byli cywile.
Nie mogłam się z nimi walczyć. Nie mogli być niewinni i niewyszkoleni.
Przyjrzałam się dokładnie najbliższej osobie. Nie miała żadnego elementu ubioru shinobi, za broń służył jej tasak kuchenny. Dopiero gdy spojrzałam na jej twarz zdałam sobie sprawę z oczywistego faktu. Chłopak był przerażony.
Opuściłam dłonie dezaktywując Byakugana, oddychałam spazmatycznie. Byli niewinni.
Zaatakowałam cywili. To była zbrodnia, niewiedza mnie nie usprawiedliwiała. Mogłam się domyśleć i rozejrzeć się w około. Miałam przed sobą piątkę przerażonych ludzi z prowizoryczną bronią.
Na dźwięk głosu dziecka odwróciła gwałtownie głowę.
- Proszę, nie zabijaj nas. - stwierdził chłopczyk o niebieskich oczach.
Miał rozszerzone oczy ze strachu i drżący głos. Jak mogłam wcześniej nie zauważyć dziecka?!
Bał się mnie. Był umierający ze strachu. Ja tego nie zauważyłam.
- Nie zabiję was. - zapewniłam cofając się kroczek.
I wtedy go zobaczyłam. Nie miał  zabawnej czapki i ściskał w dłoni nóż. Oprócz tego wyglądał tak samo jak poprzedniego dnia. Nie był przestraszony, tylko wściekły. Jego błękitne oczy pociemniały z gniewu.
- Już za późno na takie deklarację. - stwierdził chłopak pracujący w gorących źródłach odpychając dziecko za siebie.
Zbliżył się do mnie groźnie wyciągając ostrze. Reszta ludzi patrzyła na niego w ciszy. Nie mogłam go zaatakować - był cywilem nieprzeszkolonym w walce. Nawet gdyby nie byłoby to przestępstwem nie mogłabym się na to zdobyć. Podniosłam dłonie do góry sygnalizując poddanie.
Chłopak nie przestawał się zbliżać patrząc mi prosto w oczy. Jego twarz wyrażały tylko determinację. Patrzyłam spokojnie jak czubek jego noża powoli wbijał się w moją koszulkę na brzuchu. Zasłużyłam na to. Na materiale pojawiły się pierwsze kropelki krwi.
- Dlaczego? - spytał. - Dlaczego nie potrafię cię zabić? Zasłużyłaś na to.
Zatrzymał nóż.  
- Dlaczego na to pozwoliliście? - Powtórzył pozwalając łzom w oczach spłynąć.
- Nie wiem o czym mówisz. - stwierdziłam cicho.
Zacisnął powieki jakby bolały go moje słowa.
- Jasne, że nie wiesz. Był tylko górskim przewodnikiem.
Nie rozumiałam o czym mówił. Uspokoiłam się - musiałam znaleźć wyjście z tej dziwnej sytuacji. Teraz byłam zła tylko na siebie.
- Możemy porozmawiać o tym na spokojnie? - spytałam najdelikatniejszym głosem. - W gorących źródłach. Chętnie poznam waszą wersję wydarzeń.
Chłopak zdający się być przywódcą grupy skinął potwierdzająco głową walcząc z łzami.
- Przyjdźcie jak będziecie gotowi.
Odskoczyłam od nich kierując się w stronę źródeł.
Nie miałam pojęcia co sądzić o tej sytuacji. Zwykli ludzie kochali shinobi i dziękowali im za opiekę. Czemu ci tacy nie byli? Jedyną sensowną odpowiedzią wydawali mi się bandyci przebrani za ninja. To miało sens.
Krzyk mężczyzny w oddali przypomniał mi o Karui. Dotarłam do niej jak najszybciej mogłam.
To co zobaczyłam Byakuganem za budynkiem wstrząsnęło mną do głębi. Wszędzie była krew.
 Dziesiątka ludzi leżała martwa u stóp dziewczyny czyszczącej sobie katanę.
- Hinata! - zawołała na mój widok. - Szybko poszło, moi nie byli zbyt dobrzy.
Nie mogłam wypowiedzieć słowa. Zabiła ich. Wszystkich.
- Coś nie tak? - spytała przyglądając mi się badawczo. - Jesteś ranna?
Martwe oczy mężczyzny z kamieniem w dłoni wpatrywały się we mnie oskarżycielsko. To był tylko cywil ściskający kamień jak ostatnią deskę ratunku.
- Zabiłaś ich - zdołałam wyszeptać po chwili.
Dziewczyna wykrzywiła zęby w przerażającym uśmiechu.
- Nie wiem co robi się z napastnikami w twojej wiosce, ale w mojej się ich zabija.
Lekceważyła ich śmierć. Nic dla niej nie znaczyła. Poczułam  straszliwy gniew. Tyle niepotrzebnej śmierci. Zakręciło mi się w głowie.
- Wszystko dobrze? - spytała wkładając miecz do pochwy. - Wyglądasz jakbyś miała zwymiotować. Trochę krwi cię obrzydziło?
- To byli cywile. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Dziewczyna nie zmieniła wyrazu twarzy.
- Zaatakowali mnie. Po co atakowali osobę mogącą zabić ich jednym ruchem?
Chełpiła się nawet w takim momencie.
-  Nie powinnaś ich zabijać.
Westchnęła.
- Niby czemu, księżniczko? - spojrzała na mnie jak na dziecko. - Rozumiem, że ty nigdy nie umaczałaś swoich delikatnych rączek w krwi, ale ja to zrobiłam. Zaatakowali mnie to zginęli. Możesz sobie rzygać do woli, ale ja nie boję się umierania, zabijania i martwych. - Zmierzyła mnie pogardliwym wzrokiem. - Już rozumiem czemu potrzebowałaś pomocy.
Moje ciało zareagowało zanim zdążyłam pomyśleć. Uderzyłam ją pięścią w nos.
Dziewczyna przycisnęła dłonie do twarzy próbując zatamować krwawienie. Patrzyła na mnie z nienawiścią.
- Pieprz się. - stwierdziła i odbiegła.
Wiedziałam, że nie wróci.
Dopiero po chwili dotarły do mnie konsekwencję lekkomyślnego zachowania. Mogłam zniszczyć delikatny sojusz pięciu wiosek jednym uderzeniem. Teraz  to się nie liczyło. Ważni byli cywile czekający na mnie.
Odetchnęłam parę razy zwalczając odruch wymiotny i ruszyłam powolnym krokiem do gorących źródeł. Po drodze się uspokoiłam. Nie mogłam sobie pozwolić na złość przy tamtych ludziach. Nie mogli się mnie bardziej przestraszyć.
Bali się mnie, choć osobiście nigdy się z nimi nie spotkałam. Bali się tego czym byłam. Ta myśl mnie przerażała.
Odsunęłam myśli od tego tematu, skupiając je na misji. Będę miała spore opóźnienie. Jak uda mi się dogadać z mieszkańcami mogłabym poprosić ich o pomoc i uniknąć ponownego zgubienia.
Przed wejściem do budynku sprawdziłam Byakuganem jego wnętrze. Były tam dwadzieścia dwie osoby z małą ilością czakry.
Weszłam do środka i skierowałam się do jadalni, gdzie siedzieli. Gdy otworzyłam drzwi do pomieszczenia wszystkie głowy odwróciły się w moją stronę, parę osób zerwało się z miejsc.
Od razu odnalazłam wzrokiem chłopaka, który wbił we mnie nóż. Stał na uboczu ze spuszczonym wzrokiem. Gdy mnie zobaczył wyszedł na środek sali.
- Usiądź, proszę. - rozkazał mi uprzejmie.
Usiadłam na najbliższym krześle.
- Proszę, odpowiedz na nasze pytania.
Chłopak odetchnął głęboką parokrotnie, usiadł na krześle na przeciwko i przemówił do mnie spokojnym głosem.
- Masz uprawnienia by występować w imieniu shinobi?
Sprawa zapowiadała się poważnie, nie mogłam kłamać.
- Jestem na oficjalnej misji zleconej mi przez Hokage Wioski ukrytej w liściach, więc wypowiadam się w jej imieniu.
Sięgnął po notatnik leżący na stole.
- Powiedz jak się nazywasz. Wymień swoje wszystkie tytuły, rangi, czy co wy tam macie.
- Hinata Hyuga, dziedziczka klanu Hyuga, Chunin.
- Wiek?
Zapisał wszystko w zeszycie. Zaczęła irytować mnie ta sytuacja, byłam na przesłuchaniu w sprawie o której nie miałam pojęcia z nieprzychylnym sędzią i oskarżycielem w jednej osobie.
- 17 lat. - Musiałam wybadać na jak wiele mogę sobie pozwolić. - Jak się nazywasz?
Chłopak podniósł wzrok z nad zeszytu zaskoczony.
- Takeo. - zawahał się opuszczając spojrzenie. - Naprawdę masz tylko 17 lat? Jesteś niepełnoletnia.
- Shinobi wraz z rangą Chunina zyskują swobodę i stają się pełnoprawnymi ninja.
Zanotował moje słowa w zeszycie. Stracił rezon.
- Czy… - zamilkł na chwilę. - Zabiłaś kogoś?
Zaskoczył mnie tym pytaniem - było zbyt bezpośrednie. Nie chciałam na nie odpowiadać, choć wiedziałam, że muszę to zrobić, jak najszybciej.
Przywołałam minę pozbawioną emocji.
- Tak. Walczyłam na wojnie.
Po moich słowach zapadła krępująca cisza. Przerwał ją głos Takeo.
- Jakiej wojnie?
-  Organizacja zbuntowanych shinobi stworzyła tysiące klonów mogących przybierać wygląd każdego i wskrzesiła setki najpotężniejszych ninja, zniewoliła demony i próbowała przywrócić moc zmarłej setki lat temu twórczyni shinobi. - Takeo gapił się na mnie zdziwiony, pewnie cała wioska nie miała pojęcia o szczegółach wojny. - Cała reszta świata shinobi zjednoczona pod przywództwem Kage nie mogła się równać tej potędze. Przegrana nie wchodziła w grę - wszyscy pogrążyliby się we śnie, a ich energia zostałaby wyssana. Dopiero dzięki najpotężniejszemu shinobi na świecie - Naruto Uzumakiemu... - Mój głos zadrżał na jego imieniu -  I Sasuke Ucicha udało się odeprzeć tą potęgę. - Wyjaśniłam wszystko jak najprościej potrafiłam.
Po moich słowach zapadła cisza.
- Nie wiedzieliśmy o tym. - stwierdził chłopak jakby to nie było oczywiste. - Nie mniej, zbrodnia pozostaję zbrodnią.
Wyczułam, że teraz nadeszła moja pora na pytania.
- Jaka zbrodnia?
Odłożywszy zeszyt Takeo spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Od zawsze shinobi zabierali część upraw cywilom podczas wojen. Akceptowaliśmy to. - Wzruszył ramionami, jakby nie widział w tym nic dziwnego. - Zawsze działo się to pokojowo. Wy mówiliście: dajcie nam plony. My: proszę bardzo i tyle. Dwa miesiące temu przybyła grupka shinobi ze standardową prośbą, zgodziliśmy się. Wzięli więcej niż zwykle, ale reszta była dla nas wystarczająco. Dwa tygodnie przybyli nowi ludzie, byli z innej wioski, ale twierdzili, że podpisali pakt z naszą. Niektórzy, w tym mój ojciec nie wierzyli w to. Wywiązała się awantura, shinobi zagrozili nam i… - Urwał zaciskając powieki. - Spełnili groźby, na naszych oczach. Zamordowali osoby sprzeciwiające się najgłośniej.
Po jego słowach zapadła cisza. Nie mogłam uwierzyć w to co mówił. Żaden shinobi nie zabiłby cywila. Chociaż…  Przypomniałam sobie Karui i zaklęłam w duchu. Byli ninja zdolni do tego.
- Ja… - zaczęłam niepewna co powiedzieć dalej. - Współczuję straty.
Chłopak otworzył oczy i prychnął pogardliwie.
- Ty współczujesz straty, a twoi sprzymierzeńcy zabili mojego ojca. - stwierdził głosem pozbawionym emocji.
- Nie byli moimi sprzymierzeńcami. - Czułam do zabójców tylko pogardę.
- Czyli kłamali?
- Nie, przymierze było. - Zacisnęłam pieści pozwalając gniewowi znikać. - Ale zabicie niewinnych ją złamało. Zabójcy zostaną ukarani.
Takeo spojrzał mi prosto w oczy i skinął głową.
- Dziękuję - wyszeptał. - Możemy w zamian coś zrobić by ci pomóc?
Rozwiązałam ich problem, teraz mogłam wrócić do najważniejszej misji.
- Tak. - Posłałam mu dziękczynny uśmiech. - Nie mam pojęcia gdzie jest wulkan. Muszę tam dotrzeć by skończyć misję.
- Zaprowadzę cię tam.
Chłopak odwrócił się do zgromadzonych osób i przemówił:
- Ktoś jeszcze chcę porozmawiać z tą dziewczyną? - Nikt się nie odezwał. - Możecie wrócić do domów.
Ludzie posłusznie wyszli obrzucając mnie oskarżającymi spojrzeniami. Zniosłam to z godnością, mieli prawo do żalu. Po chwili w sali został tylko Takeo i chłopczyk, który do mnie przemówił.
- Pójdę z tą ninja do góry. - Takeo pochylił się na wysokość twarzy chłopca i rozmawiał z nim delikatnym głosem. - Idź do pani Minyo, ona da ci jeść.
Dziecko skinęło głową i wybiegło patrząc na mnie rozszerzonymi ze strachu oczami. Takeo obserwował go uważnie ignorując moją obecność. Dopiero gdy chłopczyk zniknął przeniósł na mnie wzrok.
- Idziemy - stwierdził, od razu ruszając.
Dogoniłam go bez większego wysiłku. Marsz w ciszy wydawał mi się dziwnie smutny, czułam palącą potrzebę wypełnić ją słowami.
- To był twój brat? - spytałam delikatnie.
Takeo spojrzał na mnie podejrzliwie zanim odpowiedział.
- Tak. - zawahał się, ale coś w moim spojrzeniu kazało mu mówić dalej. - Świetny dzieciak. Po śmierci ojca ja się nim opiekuję.
Odwrócił głowę przyśpieszając. Zirytowało mnie to.
- Możemy normalnie rozmawiać. - zapewniła go przyjaźnię. Na dźwięk moich słów odwrócił głowę ponownie i wbił spojrzenie w moje oczy.  - Ja mam siostrę - Hanabi.
Chłopak uśmiechnął się delikatnie. Uśmiech rozświetlił całą jego twarz.
- Musi być śliczną dziewczynką. - W jego słowach pobrzmiewał śmiech. Czyżby informacja o moim rodzeństwie uczyniła go bardziej otwartym? Musiałam wykorzystać okazję i nawiązać bardziej przyjazne stosunki.
- Gdybyś jej to powiedział, byłbyś martwy. - zażartowałam uśmiechając się pod nosem. - Ma dopiero 13 lat i już jest bardzo potężna. Kiedyś byłam o nią zazdrosna.
- Ech, shinobi. - Chłopak pokręcił głowę wprawiając mnie w stan konsternacji. - Trenujecie małe dzieci.
- Same tego chcą. Ja też chciałam. - Broniłam swoich racji. -  Hanabi jest w pełni zadowolona, jakby się jej odwidziało może zrezygnować.
Takeo wzruszył ramionami.
- Jak tak mówisz. Mój brat - Boruto, też ma 13 lat i nigdy by nikogo nie zranił. Jest delikatny jak motylek.
Zaśmiałam się wyobrażając sobie co Hanabi powiedziałaby o chłopcu “delikatnym jak motylek”
- Właściwie moja siostra kończy 13 lat dopiero za miesiąc. Kupuję jej z tej okazji katanę.
- Broń na urodziny dziecka? Szalone. - westchnął głęboko. - Cały wasz świat jest dziwny i szalony. Szkolenie dzieci, drzewa pożerające ludzi, dziwne umiejętności. To się w głowie nie mieści. - Zaśmiał się cichutko. - Jak to możliwe, że tak szybko dorastacie? Jestem starszy od ciebie o pięć lat i nie jestem w stanie zranić muchy, ani samodzielnie przeżyć. A ty ganiasz po całym kraju zabijając ludzi.
Nie wiedziałam czy to zniewaga czy komplement.
- Kontakt ze śmiercią uczy wielu rzeczy. Całe życie służymy.
- Nigdy tak o tym nie myślałem. - Spojrzał mi w oczy. - O waszym życiu jak o służbie. Wyobrażałem sobie, że macie pełną swobodę i latacie po świecie zabijając ludzi samym spojrzeniem. Jak Bogowie.
- Są shinobi potężniejsi od Bogów.
- Chętnie o nich posłucham. - Uśmiechnął się zachęcająco. - Uwielbiam historię o mocnych bohaterach.
Do mojej głowy natychmiast napłynęły wspomnienia. Poznałam w swoim życiu nie jednego “mocnego bohatera”
- Jak nie chcesz, nie musisz nic mówić. - wtrącił szybko chłopak, biorąc moje milczenie za niechęć.
- Nie, nie. - Byłam mu winna wiele, nie mogłam niczego odmówić. - Słyszałeś o Naruto Uzumaki i Sasuke Ucicha?
Takeo prychnął i przewrócił oczami.
- Kto nie słyszał? - Jego oczy błyszczały z podekscytowania. - Jeden zniszczył w pojedynkę najpotężniejszą organizację zbuntowanych shinobi. Drugi w niej był i zabijał całe wioski spojrzeniem. Nie licząc Kage, to najsłynniejsi ninja.
Wyobraziłam sobie, że Naruto stoi obok i śmieje się. Takeo na pewno przypadłby mu do gustu.
- Naruto jest dużo potężniejszy niż wszystkie organizację złoczyńców świata razem wzięte. - Zapewniłam go. - W czasie wojny zdobył wielką potęgę i mógłby niszczyć góry jednym ruchem.
Takeo nie wydawał się przekonany.
- Jasne, zaraz mi jeszcze powiesz, że mógł latać, wskrzeszać ludzi i zmieniać dowolnie formy.
Zaśmiałam się cichutko przypominając sobie popisową technikę Naruto - zmieniającą go w seksowną dziewczynę.
- Umie zrobić wszystkie te rzeczy. - zapewniłam go. - Sam do tego wszystkiego doszedł, zaczynając od zera.
Chłopak wytrzeszczył oczy i wbił we mnie pytający wzrok.
- Jak to sam? Miał przecież we krwi te wszystkie najmocniejsze umiejętności. Słyszałem, że wielcy shinobi byli w dzieciństwie geniuszami.
Przypomniałam sobie klasowego przygłupa z akademii. Nie umiał zrobić nawet najprostszej techniki i cały czas się uśmiechał. Był beznadziejnym shinobi.
- Zwykle tak jest, Sasuke to nie ominęło. Naruto był inny - bez rodziców, bez przyjaciół, bez mocy, bez wiedzy i bez opanowania.
- Czyli dla każdego jest nadzieja?
- Tylko dzięki ciężkiej pracy.
Takeo westchnął i spojrzał na mnie, zaciekawiony.
- I ty go znałaś? - Był całkowicie zaskoczony.
Zaśmiałam się. Powoli Naruto stawał się postacią z legend, zbyt potężną by istnieć.
- Tak. Chodziłam z nim i Sasuke do klasy w Akademii ninja.
- Robi wrażenie. - stwierdził z podziwem w głosie. - Czyli oni są w twoim wieku?
- Tak.
Na chwilę zapadła cisza. Szliśmy już od godziny, powoli zaczynałam się orientować gdzie jesteśmy. Według moich obliczeń do wulkanu zostały jakieś 4 godziny marszu w tym tempie.
- Twoja misja jest tajna? - spytał chłopak przerywając moje rozmyślania.
Przypomniałam sobie słowa Karui.
- Nie. - Posłałam mu uśmiech. - Chcesz wiedzieć co tu robię, prawda?
- Tak. - westchnął. - To dziwne, że jesteś w wiosce na końcu świata. Oprócz wulkanu niczego ciekawego tu nie ma. Dlatego założyłem, że masz wrogie zamiary. Nie mogłem bardziej się mylić. Dzięki tobie zabójcy zostaną ukarani.
Cieszyła mnie jego nagła zmiana stosunku do mnie.
 - Muszę zdobyć Smoczą Lilię - kwiat leczniczy.
- Czasami nasza zielarka ją wykorzystuje. Zawsze mnie po nią wysyła, więc wiem gdzie rośnie. Mogę pomóc ci szukać.
To by mi się przydało.
- Dziękuję. – stwierdziłam ze szczerą wdzięcznością.

Posłał mi delikatny uśmiech. Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu. 

Obserwatorzy