niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział 6

Jak obiecałam rozdział pojawił się szybko. Sprawdzałam tekst bardzo dokładnie i nie powinno być błędów. w razie zauważenia jakiegokolwiek proszę o komentarz. 
Blogger zrobił mi psikusa i nie mogę zmienić koloru poprzedniej notki, nie mam pojęcia co jest nie tak. 
Komentarze bardzo mile widziane.

***
Obudziło mnie moje imię wypowiedziane kobiecym głosem.  
- Hinata!
Przez chwilę nie miałam pojęcia gdzie się znajduję i czy to, co się wydarzyło było prawdziwe. Uspokoiłam oddech i wszystko sobie przypomniałam. Byłam w gorących źródłach z Karui. Nikt nie umarł, nic się nie stało. Miałam misję do wykonania.
Otworzyłam oczy gotowa stawić czoła wszystkim wyzwaniom. Jako pierwszą zobaczyłam falę czerwieni opadająco na mnie ze wszystkich stron, wyglądała jak krew.
 Dopiero, gdy dojrzałam twarz Karui zdałam sobie sprawę, że to jej włosy. Czemu była tak blisko?
Usiadłam gwałtownie wyciągając dłonie do obrony. Od początku nie wierzyłam w jej dobre intencje. Uwolniłam Byakugana. Dziewczyna odskoczyła, uśmiechając się szyderczo.
- Twoje oczy robią wrażenie. - stwierdziła z podziwem. - Dobrze, że nie jestem twoim wrogiem.
Nie opuściłam dłoni. Nie mogłam jej wierzyć
- Czemu byłaś tak blisko? To wyglądało na atak.
- Wrzeszczałaś jak dziecko. - Wzruszyła ramionami. - W ranach mogła być trucizna, która zaczynała działać. Chciałam sprawdzić czy masz gorączkę.
Zwolniłam Byakugana. Mówiła z sensem, rzeczywiście zdarzało mi się krzyczeć przez sen.
- Miałam koszmar. - Wyjaśniłam zwięźle zbierając rzeczy. Musiałyśmy jak najszybciej ruszyć.
Karui spojrzała na mnie czujnie, ale o nic nie spytała. Byłam jej za to wdzięczna.
Sama nie wiedziałam co znaczył ten dziwny sen. Kim była dziewczynka? Himawari - przypomniałam sobie jej imię. Czemu przestraszyła mnie jej śmierć? Podświadomie znałam odpowiedzi, ale nie byłam na nie jeszcze gotowa.
Najlepszym sposobem na odciągnięcie myśli od tego temat był wysiłek. Dopakowałam resztę rzeczy i nie oglądając się na Karui wybiegłam z pokoju. Na korytarzu było dziwnie pusto i cicho. Wczoraj było tu wiele osób i wszystkie głośno rozmawiały.
- Czy tylko ja mam wrażenie, że coś jest bardzo nie tak? - spytała dziewczyna, dołączając do mnie.
Aktywowałam Byakugana szukając czegoś podejrzanego. Niczego nie znalazłam.
- W budynku nie ma nikogo, przed wejściem stoi grupka ludzi, nie są shinobi.
Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Skąd wiesz, że to cywile? Możesz to zobaczyć?
Zaczynała mnie irytować jej pytania.
- Nie mają dużo czakry, ani rozbudowanej jej sieci.
Karui wyszczerzyła zęby i przyspieszyła kroku. Ruszyłam za nią nie dezaktywując Byakugana, złe przeczucia mnie nie opuszczały. Wyszłyśmy z budynku.
Pozornie na ulicy było pusto, ludzie ukryli się za domami i tylko dzięki czakrze ich dostrzegłam.
Natychmiast przyjęłam pozycję obronną - nikt nie kryję się bez powodu. Karui wyciągnęła miecz z pochwy widząc moje przygotowania.
- Gdzie? - Zadała szybkie pytanie wyszczerzając zęby w parodii uśmiechu.
Bezgłośnie wskazałam jej trzy budynki.
- Jest ich trzydziestu.
Dziewczyna machnęła na próbę parę razy kataną i strzeliła kostkami palców.
- Spotkamy się tutaj. - stwierdziła wodząc wzrokiem między celami.
Skinęłam na potwierdzenie głową. W tym samym momencie w naszym kierunku poleciał mały obiekt, bez czakry. Zadziałałam odruchowo odpychając go miękką pięścią w miejsce z którego został posłany.
Rozległ się okrzyk bólu mężczyzny. Karui skoczyła w jego stronę wymachując mieczem.
Pobiegłam do drugiej kryjówki wrogów magazynując czakrę w dłoniach. Uderzyłam w pierwszą osobę skrytą za budynkiem. Mężczyzna wrzasnął. Próbował sparować cios. Nie udało mu się. Siła uderzenia posłała go na ścianę.
Nie oglądając się ruszyłam na następnego wroga. Była nim młoda kobieta. Wyciągnęłam kunai. Cięłam ją w nogę. Upadła zaciskając dłoń na ranie. Następnego napastnika powaliłam jednym uderzeniem.
Pozostała piątka ludzi, cofnęła się i przyjęła obronne pozycje. Byli pod wrażeniem mojej mocy. Uniosłam nóż i przyjęłam pozycję ataku, chciałam jak najszybciej zakończyć to starcie. Powaliłam trójkę ludzi i sama tylko lekko dyszałam.
Byakuganem sprawdziłam słabe punkty czakry by w nie uderzyć. Nie znalazłam ich, ci ludzie mieli jej znikomą ilość i nie dało się tego sprawdzić.
Upuściłam ostrze, przerażona.
Uświadomiłam sobie oczywistą prawdę. To byli cywile.
Nie mogłam się z nimi walczyć. Nie mogli być niewinni i niewyszkoleni.
Przyjrzałam się dokładnie najbliższej osobie. Nie miała żadnego elementu ubioru shinobi, za broń służył jej tasak kuchenny. Dopiero gdy spojrzałam na jej twarz zdałam sobie sprawę z oczywistego faktu. Chłopak był przerażony.
Opuściłam dłonie dezaktywując Byakugana, oddychałam spazmatycznie. Byli niewinni.
Zaatakowałam cywili. To była zbrodnia, niewiedza mnie nie usprawiedliwiała. Mogłam się domyśleć i rozejrzeć się w około. Miałam przed sobą piątkę przerażonych ludzi z prowizoryczną bronią.
Na dźwięk głosu dziecka odwróciła gwałtownie głowę.
- Proszę, nie zabijaj nas. - stwierdził chłopczyk o niebieskich oczach.
Miał rozszerzone oczy ze strachu i drżący głos. Jak mogłam wcześniej nie zauważyć dziecka?!
Bał się mnie. Był umierający ze strachu. Ja tego nie zauważyłam.
- Nie zabiję was. - zapewniłam cofając się kroczek.
I wtedy go zobaczyłam. Nie miał  zabawnej czapki i ściskał w dłoni nóż. Oprócz tego wyglądał tak samo jak poprzedniego dnia. Nie był przestraszony, tylko wściekły. Jego błękitne oczy pociemniały z gniewu.
- Już za późno na takie deklarację. - stwierdził chłopak pracujący w gorących źródłach odpychając dziecko za siebie.
Zbliżył się do mnie groźnie wyciągając ostrze. Reszta ludzi patrzyła na niego w ciszy. Nie mogłam go zaatakować - był cywilem nieprzeszkolonym w walce. Nawet gdyby nie byłoby to przestępstwem nie mogłabym się na to zdobyć. Podniosłam dłonie do góry sygnalizując poddanie.
Chłopak nie przestawał się zbliżać patrząc mi prosto w oczy. Jego twarz wyrażały tylko determinację. Patrzyłam spokojnie jak czubek jego noża powoli wbijał się w moją koszulkę na brzuchu. Zasłużyłam na to. Na materiale pojawiły się pierwsze kropelki krwi.
- Dlaczego? - spytał. - Dlaczego nie potrafię cię zabić? Zasłużyłaś na to.
Zatrzymał nóż.  
- Dlaczego na to pozwoliliście? - Powtórzył pozwalając łzom w oczach spłynąć.
- Nie wiem o czym mówisz. - stwierdziłam cicho.
Zacisnął powieki jakby bolały go moje słowa.
- Jasne, że nie wiesz. Był tylko górskim przewodnikiem.
Nie rozumiałam o czym mówił. Uspokoiłam się - musiałam znaleźć wyjście z tej dziwnej sytuacji. Teraz byłam zła tylko na siebie.
- Możemy porozmawiać o tym na spokojnie? - spytałam najdelikatniejszym głosem. - W gorących źródłach. Chętnie poznam waszą wersję wydarzeń.
Chłopak zdający się być przywódcą grupy skinął potwierdzająco głową walcząc z łzami.
- Przyjdźcie jak będziecie gotowi.
Odskoczyłam od nich kierując się w stronę źródeł.
Nie miałam pojęcia co sądzić o tej sytuacji. Zwykli ludzie kochali shinobi i dziękowali im za opiekę. Czemu ci tacy nie byli? Jedyną sensowną odpowiedzią wydawali mi się bandyci przebrani za ninja. To miało sens.
Krzyk mężczyzny w oddali przypomniał mi o Karui. Dotarłam do niej jak najszybciej mogłam.
To co zobaczyłam Byakuganem za budynkiem wstrząsnęło mną do głębi. Wszędzie była krew.
 Dziesiątka ludzi leżała martwa u stóp dziewczyny czyszczącej sobie katanę.
- Hinata! - zawołała na mój widok. - Szybko poszło, moi nie byli zbyt dobrzy.
Nie mogłam wypowiedzieć słowa. Zabiła ich. Wszystkich.
- Coś nie tak? - spytała przyglądając mi się badawczo. - Jesteś ranna?
Martwe oczy mężczyzny z kamieniem w dłoni wpatrywały się we mnie oskarżycielsko. To był tylko cywil ściskający kamień jak ostatnią deskę ratunku.
- Zabiłaś ich - zdołałam wyszeptać po chwili.
Dziewczyna wykrzywiła zęby w przerażającym uśmiechu.
- Nie wiem co robi się z napastnikami w twojej wiosce, ale w mojej się ich zabija.
Lekceważyła ich śmierć. Nic dla niej nie znaczyła. Poczułam  straszliwy gniew. Tyle niepotrzebnej śmierci. Zakręciło mi się w głowie.
- Wszystko dobrze? - spytała wkładając miecz do pochwy. - Wyglądasz jakbyś miała zwymiotować. Trochę krwi cię obrzydziło?
- To byli cywile. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Dziewczyna nie zmieniła wyrazu twarzy.
- Zaatakowali mnie. Po co atakowali osobę mogącą zabić ich jednym ruchem?
Chełpiła się nawet w takim momencie.
-  Nie powinnaś ich zabijać.
Westchnęła.
- Niby czemu, księżniczko? - spojrzała na mnie jak na dziecko. - Rozumiem, że ty nigdy nie umaczałaś swoich delikatnych rączek w krwi, ale ja to zrobiłam. Zaatakowali mnie to zginęli. Możesz sobie rzygać do woli, ale ja nie boję się umierania, zabijania i martwych. - Zmierzyła mnie pogardliwym wzrokiem. - Już rozumiem czemu potrzebowałaś pomocy.
Moje ciało zareagowało zanim zdążyłam pomyśleć. Uderzyłam ją pięścią w nos.
Dziewczyna przycisnęła dłonie do twarzy próbując zatamować krwawienie. Patrzyła na mnie z nienawiścią.
- Pieprz się. - stwierdziła i odbiegła.
Wiedziałam, że nie wróci.
Dopiero po chwili dotarły do mnie konsekwencję lekkomyślnego zachowania. Mogłam zniszczyć delikatny sojusz pięciu wiosek jednym uderzeniem. Teraz  to się nie liczyło. Ważni byli cywile czekający na mnie.
Odetchnęłam parę razy zwalczając odruch wymiotny i ruszyłam powolnym krokiem do gorących źródeł. Po drodze się uspokoiłam. Nie mogłam sobie pozwolić na złość przy tamtych ludziach. Nie mogli się mnie bardziej przestraszyć.
Bali się mnie, choć osobiście nigdy się z nimi nie spotkałam. Bali się tego czym byłam. Ta myśl mnie przerażała.
Odsunęłam myśli od tego tematu, skupiając je na misji. Będę miała spore opóźnienie. Jak uda mi się dogadać z mieszkańcami mogłabym poprosić ich o pomoc i uniknąć ponownego zgubienia.
Przed wejściem do budynku sprawdziłam Byakuganem jego wnętrze. Były tam dwadzieścia dwie osoby z małą ilością czakry.
Weszłam do środka i skierowałam się do jadalni, gdzie siedzieli. Gdy otworzyłam drzwi do pomieszczenia wszystkie głowy odwróciły się w moją stronę, parę osób zerwało się z miejsc.
Od razu odnalazłam wzrokiem chłopaka, który wbił we mnie nóż. Stał na uboczu ze spuszczonym wzrokiem. Gdy mnie zobaczył wyszedł na środek sali.
- Usiądź, proszę. - rozkazał mi uprzejmie.
Usiadłam na najbliższym krześle.
- Proszę, odpowiedz na nasze pytania.
Chłopak odetchnął głęboką parokrotnie, usiadł na krześle na przeciwko i przemówił do mnie spokojnym głosem.
- Masz uprawnienia by występować w imieniu shinobi?
Sprawa zapowiadała się poważnie, nie mogłam kłamać.
- Jestem na oficjalnej misji zleconej mi przez Hokage Wioski ukrytej w liściach, więc wypowiadam się w jej imieniu.
Sięgnął po notatnik leżący na stole.
- Powiedz jak się nazywasz. Wymień swoje wszystkie tytuły, rangi, czy co wy tam macie.
- Hinata Hyuga, dziedziczka klanu Hyuga, Chunin.
- Wiek?
Zapisał wszystko w zeszycie. Zaczęła irytować mnie ta sytuacja, byłam na przesłuchaniu w sprawie o której nie miałam pojęcia z nieprzychylnym sędzią i oskarżycielem w jednej osobie.
- 17 lat. - Musiałam wybadać na jak wiele mogę sobie pozwolić. - Jak się nazywasz?
Chłopak podniósł wzrok z nad zeszytu zaskoczony.
- Takeo. - zawahał się opuszczając spojrzenie. - Naprawdę masz tylko 17 lat? Jesteś niepełnoletnia.
- Shinobi wraz z rangą Chunina zyskują swobodę i stają się pełnoprawnymi ninja.
Zanotował moje słowa w zeszycie. Stracił rezon.
- Czy… - zamilkł na chwilę. - Zabiłaś kogoś?
Zaskoczył mnie tym pytaniem - było zbyt bezpośrednie. Nie chciałam na nie odpowiadać, choć wiedziałam, że muszę to zrobić, jak najszybciej.
Przywołałam minę pozbawioną emocji.
- Tak. Walczyłam na wojnie.
Po moich słowach zapadła krępująca cisza. Przerwał ją głos Takeo.
- Jakiej wojnie?
-  Organizacja zbuntowanych shinobi stworzyła tysiące klonów mogących przybierać wygląd każdego i wskrzesiła setki najpotężniejszych ninja, zniewoliła demony i próbowała przywrócić moc zmarłej setki lat temu twórczyni shinobi. - Takeo gapił się na mnie zdziwiony, pewnie cała wioska nie miała pojęcia o szczegółach wojny. - Cała reszta świata shinobi zjednoczona pod przywództwem Kage nie mogła się równać tej potędze. Przegrana nie wchodziła w grę - wszyscy pogrążyliby się we śnie, a ich energia zostałaby wyssana. Dopiero dzięki najpotężniejszemu shinobi na świecie - Naruto Uzumakiemu... - Mój głos zadrżał na jego imieniu -  I Sasuke Ucicha udało się odeprzeć tą potęgę. - Wyjaśniłam wszystko jak najprościej potrafiłam.
Po moich słowach zapadła cisza.
- Nie wiedzieliśmy o tym. - stwierdził chłopak jakby to nie było oczywiste. - Nie mniej, zbrodnia pozostaję zbrodnią.
Wyczułam, że teraz nadeszła moja pora na pytania.
- Jaka zbrodnia?
Odłożywszy zeszyt Takeo spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Od zawsze shinobi zabierali część upraw cywilom podczas wojen. Akceptowaliśmy to. - Wzruszył ramionami, jakby nie widział w tym nic dziwnego. - Zawsze działo się to pokojowo. Wy mówiliście: dajcie nam plony. My: proszę bardzo i tyle. Dwa miesiące temu przybyła grupka shinobi ze standardową prośbą, zgodziliśmy się. Wzięli więcej niż zwykle, ale reszta była dla nas wystarczająco. Dwa tygodnie przybyli nowi ludzie, byli z innej wioski, ale twierdzili, że podpisali pakt z naszą. Niektórzy, w tym mój ojciec nie wierzyli w to. Wywiązała się awantura, shinobi zagrozili nam i… - Urwał zaciskając powieki. - Spełnili groźby, na naszych oczach. Zamordowali osoby sprzeciwiające się najgłośniej.
Po jego słowach zapadła cisza. Nie mogłam uwierzyć w to co mówił. Żaden shinobi nie zabiłby cywila. Chociaż…  Przypomniałam sobie Karui i zaklęłam w duchu. Byli ninja zdolni do tego.
- Ja… - zaczęłam niepewna co powiedzieć dalej. - Współczuję straty.
Chłopak otworzył oczy i prychnął pogardliwie.
- Ty współczujesz straty, a twoi sprzymierzeńcy zabili mojego ojca. - stwierdził głosem pozbawionym emocji.
- Nie byli moimi sprzymierzeńcami. - Czułam do zabójców tylko pogardę.
- Czyli kłamali?
- Nie, przymierze było. - Zacisnęłam pieści pozwalając gniewowi znikać. - Ale zabicie niewinnych ją złamało. Zabójcy zostaną ukarani.
Takeo spojrzał mi prosto w oczy i skinął głową.
- Dziękuję - wyszeptał. - Możemy w zamian coś zrobić by ci pomóc?
Rozwiązałam ich problem, teraz mogłam wrócić do najważniejszej misji.
- Tak. - Posłałam mu dziękczynny uśmiech. - Nie mam pojęcia gdzie jest wulkan. Muszę tam dotrzeć by skończyć misję.
- Zaprowadzę cię tam.
Chłopak odwrócił się do zgromadzonych osób i przemówił:
- Ktoś jeszcze chcę porozmawiać z tą dziewczyną? - Nikt się nie odezwał. - Możecie wrócić do domów.
Ludzie posłusznie wyszli obrzucając mnie oskarżającymi spojrzeniami. Zniosłam to z godnością, mieli prawo do żalu. Po chwili w sali został tylko Takeo i chłopczyk, który do mnie przemówił.
- Pójdę z tą ninja do góry. - Takeo pochylił się na wysokość twarzy chłopca i rozmawiał z nim delikatnym głosem. - Idź do pani Minyo, ona da ci jeść.
Dziecko skinęło głową i wybiegło patrząc na mnie rozszerzonymi ze strachu oczami. Takeo obserwował go uważnie ignorując moją obecność. Dopiero gdy chłopczyk zniknął przeniósł na mnie wzrok.
- Idziemy - stwierdził, od razu ruszając.
Dogoniłam go bez większego wysiłku. Marsz w ciszy wydawał mi się dziwnie smutny, czułam palącą potrzebę wypełnić ją słowami.
- To był twój brat? - spytałam delikatnie.
Takeo spojrzał na mnie podejrzliwie zanim odpowiedział.
- Tak. - zawahał się, ale coś w moim spojrzeniu kazało mu mówić dalej. - Świetny dzieciak. Po śmierci ojca ja się nim opiekuję.
Odwrócił głowę przyśpieszając. Zirytowało mnie to.
- Możemy normalnie rozmawiać. - zapewniła go przyjaźnię. Na dźwięk moich słów odwrócił głowę ponownie i wbił spojrzenie w moje oczy.  - Ja mam siostrę - Hanabi.
Chłopak uśmiechnął się delikatnie. Uśmiech rozświetlił całą jego twarz.
- Musi być śliczną dziewczynką. - W jego słowach pobrzmiewał śmiech. Czyżby informacja o moim rodzeństwie uczyniła go bardziej otwartym? Musiałam wykorzystać okazję i nawiązać bardziej przyjazne stosunki.
- Gdybyś jej to powiedział, byłbyś martwy. - zażartowałam uśmiechając się pod nosem. - Ma dopiero 13 lat i już jest bardzo potężna. Kiedyś byłam o nią zazdrosna.
- Ech, shinobi. - Chłopak pokręcił głowę wprawiając mnie w stan konsternacji. - Trenujecie małe dzieci.
- Same tego chcą. Ja też chciałam. - Broniłam swoich racji. -  Hanabi jest w pełni zadowolona, jakby się jej odwidziało może zrezygnować.
Takeo wzruszył ramionami.
- Jak tak mówisz. Mój brat - Boruto, też ma 13 lat i nigdy by nikogo nie zranił. Jest delikatny jak motylek.
Zaśmiałam się wyobrażając sobie co Hanabi powiedziałaby o chłopcu “delikatnym jak motylek”
- Właściwie moja siostra kończy 13 lat dopiero za miesiąc. Kupuję jej z tej okazji katanę.
- Broń na urodziny dziecka? Szalone. - westchnął głęboko. - Cały wasz świat jest dziwny i szalony. Szkolenie dzieci, drzewa pożerające ludzi, dziwne umiejętności. To się w głowie nie mieści. - Zaśmiał się cichutko. - Jak to możliwe, że tak szybko dorastacie? Jestem starszy od ciebie o pięć lat i nie jestem w stanie zranić muchy, ani samodzielnie przeżyć. A ty ganiasz po całym kraju zabijając ludzi.
Nie wiedziałam czy to zniewaga czy komplement.
- Kontakt ze śmiercią uczy wielu rzeczy. Całe życie służymy.
- Nigdy tak o tym nie myślałem. - Spojrzał mi w oczy. - O waszym życiu jak o służbie. Wyobrażałem sobie, że macie pełną swobodę i latacie po świecie zabijając ludzi samym spojrzeniem. Jak Bogowie.
- Są shinobi potężniejsi od Bogów.
- Chętnie o nich posłucham. - Uśmiechnął się zachęcająco. - Uwielbiam historię o mocnych bohaterach.
Do mojej głowy natychmiast napłynęły wspomnienia. Poznałam w swoim życiu nie jednego “mocnego bohatera”
- Jak nie chcesz, nie musisz nic mówić. - wtrącił szybko chłopak, biorąc moje milczenie za niechęć.
- Nie, nie. - Byłam mu winna wiele, nie mogłam niczego odmówić. - Słyszałeś o Naruto Uzumaki i Sasuke Ucicha?
Takeo prychnął i przewrócił oczami.
- Kto nie słyszał? - Jego oczy błyszczały z podekscytowania. - Jeden zniszczył w pojedynkę najpotężniejszą organizację zbuntowanych shinobi. Drugi w niej był i zabijał całe wioski spojrzeniem. Nie licząc Kage, to najsłynniejsi ninja.
Wyobraziłam sobie, że Naruto stoi obok i śmieje się. Takeo na pewno przypadłby mu do gustu.
- Naruto jest dużo potężniejszy niż wszystkie organizację złoczyńców świata razem wzięte. - Zapewniłam go. - W czasie wojny zdobył wielką potęgę i mógłby niszczyć góry jednym ruchem.
Takeo nie wydawał się przekonany.
- Jasne, zaraz mi jeszcze powiesz, że mógł latać, wskrzeszać ludzi i zmieniać dowolnie formy.
Zaśmiałam się cichutko przypominając sobie popisową technikę Naruto - zmieniającą go w seksowną dziewczynę.
- Umie zrobić wszystkie te rzeczy. - zapewniłam go. - Sam do tego wszystkiego doszedł, zaczynając od zera.
Chłopak wytrzeszczył oczy i wbił we mnie pytający wzrok.
- Jak to sam? Miał przecież we krwi te wszystkie najmocniejsze umiejętności. Słyszałem, że wielcy shinobi byli w dzieciństwie geniuszami.
Przypomniałam sobie klasowego przygłupa z akademii. Nie umiał zrobić nawet najprostszej techniki i cały czas się uśmiechał. Był beznadziejnym shinobi.
- Zwykle tak jest, Sasuke to nie ominęło. Naruto był inny - bez rodziców, bez przyjaciół, bez mocy, bez wiedzy i bez opanowania.
- Czyli dla każdego jest nadzieja?
- Tylko dzięki ciężkiej pracy.
Takeo westchnął i spojrzał na mnie, zaciekawiony.
- I ty go znałaś? - Był całkowicie zaskoczony.
Zaśmiałam się. Powoli Naruto stawał się postacią z legend, zbyt potężną by istnieć.
- Tak. Chodziłam z nim i Sasuke do klasy w Akademii ninja.
- Robi wrażenie. - stwierdził z podziwem w głosie. - Czyli oni są w twoim wieku?
- Tak.
Na chwilę zapadła cisza. Szliśmy już od godziny, powoli zaczynałam się orientować gdzie jesteśmy. Według moich obliczeń do wulkanu zostały jakieś 4 godziny marszu w tym tempie.
- Twoja misja jest tajna? - spytał chłopak przerywając moje rozmyślania.
Przypomniałam sobie słowa Karui.
- Nie. - Posłałam mu uśmiech. - Chcesz wiedzieć co tu robię, prawda?
- Tak. - westchnął. - To dziwne, że jesteś w wiosce na końcu świata. Oprócz wulkanu niczego ciekawego tu nie ma. Dlatego założyłem, że masz wrogie zamiary. Nie mogłem bardziej się mylić. Dzięki tobie zabójcy zostaną ukarani.
Cieszyła mnie jego nagła zmiana stosunku do mnie.
 - Muszę zdobyć Smoczą Lilię - kwiat leczniczy.
- Czasami nasza zielarka ją wykorzystuje. Zawsze mnie po nią wysyła, więc wiem gdzie rośnie. Mogę pomóc ci szukać.
To by mi się przydało.
- Dziękuję. – stwierdziłam ze szczerą wdzięcznością.

Posłał mi delikatny uśmiech. Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu. 

niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 5

Wiem, wiem. Dawno mnie nie było. Wiele się zdarzyło i po prostu nie miałam czasu na blog. Nie obiecuję poprawy, bo raczej ona nie nastąpi. Mam nadzieję, że ktoś się cieszy z nowego rozdziału


***
Spojrzałam na młodą kobietę z całkowitym zdumieniem. Skąd mogła wiedzieć kim jestem? Nawet nie tyle co znać moje imię, ale klan z którego pochodzę.  Odpowiedź była tylko jedna.
- Też Jesteś shinobi? – Spytałam mimo, że odpowiedź była oczywista.
Dziewczyna skinęła potwierdzająco głową.
- Nie musisz się mnie obawiać, nasze wioski zawarły sojusz. -  Uśmiechnęła się  przerażająco błyskając  zębami.  – Chce tylko  wiedzieć z kim mam do czynienia.
Tym razem nie miałam powodu zatajać swojej tożsamości.
- Hinata  Hyuga, najstarsza córka Hiashiego Hyuga.
Podałam jej dłoń.
Uścisnęła ją, mocno  i zdecydowanie, zabawnie potrząsając czerwonymi włosami.
- Ach, to tak. – Przerwała, zastanawiając się nad kolejnym słowem. -  W takim razie miło mi cię poznać. Zostałam oddelegowana do  pomocy w poszukiwaniach tego durnego kwiatka.
Pomocy? Hokage uznała, że nie poradzę sobie sama? Ale, przecież to miała być tylko moja misja. Mając na uwadze ostatnie wydarzenia, może jednak miała rację? Nawet z głupimi ptakami nie mogłam sobie poradzić...
- Przez pewien mały incydent, cały świat ninja się o tobie dowiedział - mówiła, nie zauważając mojego zdziwienia - część shinobi dalej chcę zgładzić naszych, wspaniałych bohaterów. Nie są teraz chwilowo żadnym zagrożeniem. Do czego będą zdolni jako dorośli, jeśli jako dzieci władają taką mocą? Nikt tego nie wie i to właśnie jest najgorsze. Dlatego tak dużo osób chce ich sprzątnąć i wcale nie wszyscy są tymi złymi. - Spojrzała mi prosto w oczy uśmiechając się dziko. - Widzisz Złotko, żyjemy w czasie zmian, a Oni są ich początkiem. Masa ludzi się tego boi.
Chcę się z nią nie zgodzić, zaprzeczyć choćby nazwaniu Ich dziećmi, ale wiedziałam, że ma rację. Może to tchórzostwo, ale ja też bałam się przyszłości, zmian, mocy, bezsilności, uczuć. W głębi duszy wiedziałam, że dziewczyna, mimo podobnego wieku wie dużo więcej ode mnie.  Nie było sensu się z nią sprzeczać.
- To jak idziemy? - Spytała pozbawionym emocji tonem - Czy może chcesz jeszcze chwilę odpocząć? - Przyjrzała się krytycznie małym, ledwo zasklepionym rankom - Jak mam być szczera nie wyglądasz najlepiej.
- Nie.
- Nie?
Skinęłam potwierdzająco głową. Nie miałam zamiaru marnować ani chwili dłużej.
- Mogę chociaż opatrzyć ci te rany?
Ponownie potwierdziłam samym ruchem. Czerwonowłosa od razu zabrała się do pracy. Zmagazynowała czakrę w dłoniach i leczyła każdą ranę po kolei.
- Jak wyjdziemy z wody mogę ci je jeszcze obandażować. Ok?
Zdziwiło mnie jej troska. W końcu kto pomaga nieznajomemu? Musiała mieć jakiś powód i ja się dowiem jaki. Najpierw musiałam ustalić jej tożsamość i zamiary.
- Kim jesteś?
Nie zdziwiła mnie przedłużająca się cisza. Szczerze nie spodziewałam jej na tak zadane pytanie.
- Miło, że w końcu zapytałaś. - Znów wykrzywiła usta w dziwacznym uśmiechu. - Karui, uczennica wielkiego Kilera Bee i najlepsza kunoichi wioski ukrytej w chmurach.
Mogłam się spodziewać, że nie wysłali pierwszej lepszej osoby. Pozostawała jeszcze tylko jedna kwestia do wyjaśnienia.
- Co się stało?
- Nie rozumiem pytania.
- Czemu cały świat się o mnie dowiedział.
To było praktycznie niemożliwe, decyzja o misji została podjęta natychmiast i widziały o niej tylko Tsunade i Sakura. Żadna z nich nie mogła zdradziła.
Karui zaśmiała się w odpowiedzi.
- To dosyć kompromitująca historia, która doprowadziła do wielkich zmian. - Stwierdziła tajemniczo.
Zależało mi na tej informacji, chociaż wyraźnie nie chciała mi jej udzielić.
- Konkretnie?
Pokręciła głową w geście niedowierzania.
- Mówię to na twoją odpowiedzialność. To na prawdę potwornie kompromitujące. - Westchnęła. - Kojarzysz problem wielkiej Tsunade z alkoholem? Każdy z “wielkiej trójki” jakiś ma - Jiraya uganiał się za panienkami nie w swojej grupie wiekowej i pisał erotyki. Orochimaru zszedł na złą ścieżkę i eksperymentuję na ludziach. Wszystkie ich wady mogą i doprowadzały do wielkich skandali. Największym było wystąpienie Tsunade 2 tygodnie temu.
- To w dniu rozpoczęcia mojej misji
- Tak, jak również w dniu ukazania się oficjalnych badań medycznych naszych bohaterów. Były fatalne co poskutkowało twoim opuszczeniem wioski. - Westchnęła jakby z żalem - I pijaństwem Hokage w dniu oficjalnego wywiadu. Rozpłakała się na oczach całej wioski i wysłanników z innych. Na pytanie co zamierza zrobić opowiedziała o tobie ze szczegółami. Na koniec zwaliła się ze sceny.
Nie mogłam w to uwierzyć. Jak tak ważna osoba mogła być Tsunade tak nieodpowiedzialna? Nigdy wcześniej nie była w aż tak złym stanie, sytuacja Naruto musiała ją obchodzić o wiele bardziej niż początkowo pokazywała.
Zdałam sobie sprawę, że musiało wydarzyć się coś jeszcze poważniejszego, upicie Hokage owszem było bardzo ważne, ale można to wytłumaczyć żalem. Karui sprawiała wrażenie, że nie powiedziała mi wszystkiego. Musiałam się dowiedzieć o co chodzi.
- Nie mówisz mi wszystkiego? - Bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
Dziewczyna spojrzała na mnie oceniająco.
- Jest jeszcze jedna, rzecz. Nie powinnam ci o niej mówić.
Zaczynałam się martwić.
Karui nagle  gwałtownie się poruszyła, jakby wpadła na genialny pomysł.
- No, dobra powiem ci. - Stwierdziła nieoczekiwanie. - Mnie to niezbyt obchodzi, ale dla ciebie pewnie jest ważne. - Zawiesiła głos tworząc napięcie. - Macie nowego Hokage.
W pierwszej chwili nie zrozumiała co powiedziała. Nowego Hokage? Czemu i kogo?
- Tsunade uznała, że jest w obecnym stanie zbyt nieodpowiedzialna na taki urząd. - stwierdziła dziewczyna czytając mi w myślach. - Wybrano Kakashiego.
Jego? Kakashi był świetnym shinobi, ale nieodpowiedzialnym człowiekiem. Dla niego przeznaczona była otwarta walka i misję, nie delikatna polityka wioski i wypełnianie papierków. Po za tym był zdecydowanie za młody, nie mógł mieć więcej nić 35 lat, mimo wszystko doświadczenie zwykle pojawiało się z wiekiem.
Z drugiej strony znałam parę osób, które mimo bardzo młodego wieku były odpowiedzialne i bardzo potężne. Sakura była doskonałym przykładem, żyjąc w cieniu geniuszów bohaterów nie została w pełni doceniana. Byłam pewna, że gdyba uczyła się w “zwykłej” drużynie jak moja ogłoszono by ją geniuszem. Była świetną medyczką i wspaniałą kunoichi o niebo lepszą niż ja dodatkowo była odpowiedzialna i obowiązkowa. Moc to nie wszystko. Zadałam sobie sprawę, że za parę lat to ona będzie najpoważniejszym kandydatem na stanowisko Hokage.
Przestraszyłam się tej myśli. Sakura zostałaby Hokage tylko po śmierci Naruto i Sasuke. Nie mogłam uwierzyć, że podświadomie założyłem ich śmierć. To było straszne, jakbym się poddałam.
- Wszystko dobrze? - Karui delikatnie dotknęła mojego ramienia z zatroskaną miną.
- Tak. - Wyszeptałam. - Jestem tylko głodna i zmęczona.
Spojrzała na mnie z powątpiewaniem.
- W takim razie zjedzmy coś.
Zanim zdążyłam się odezwać stała na brzegu gorącego źródła. Po długim przebywaniu w samotności i wśród zwykłych ludzi zapomniałam jak niesamowitym widokiem jest poruszający się Shinobi w pełni sił, nie głodujący czy poraniony. Moje wyjście było o wiele mnie majestatyczne.
Karui nie rzekła nawet słowa skargi. Pomogła mi wdrapać się na brzeg. To było na prawdę trudne przy takim zmęczeniu.
Poszłyśmy do szatni. Zaczęłam powoli się ubierać uważając na każdą rankę. Karui ubrała się w parę sekund i czekała przy drzwiach plecami do mnie dając mi prywatność. W końcu naciągnęłam koszulkę.
Wyszłyśmy z sali kierując się do tej wskazanej mi przez właścicielkę. Na środku pomieszczenia stały potrawy w wielkiej ilości. Wiele nie myśląc rzuciłam się na jedzenie.
- Musiałaś być na prawdę głodna. - Stwierdziła Karui jedząc powoli makaron.
Pokiwałam twierdząco głową jedząc wolniej i bardziej elegancko.
Po piętnastu minutach skończyłam.
- Nie chcesz odpocząć? - Spytała dziewczyna.
- Nie, ale inaczej nie dam rady się szybko poruszać.
- W takim razie odpoczywamy.
Położyła się na matach. Zrobiłam to samo. Mimo zmęczenia sen nie chciał przyjść. Karui miała podobny problem.
- Przy pierwszym spotkaniu uważałam Naruto za mięczaka. - Wyszeptała jakby była to wielka tajemnica.
Zaintrygowała mnie to. Odwróciłam się twarzą do niej by wysłuchać opowieści, która wyraźnie leżała jej na sercu.
- Powiem więcej, ja go brutalnie pobiłam. - Zaśmiała się cichutko. - Nie wiedziałam, że to był On - człowiek, który samodzielnie zwyciężył wielkiego Paina.
Pain - dawno o nim nie myślałam. Jego imię wywołało wiele wspomnień. Wyciszyłam je skupiając się na opowieści.
- Nawet się nie bronił. Słownie ani fizycznie. - Westchnęła. - Nie wiedziałam, że był w stanie się sprzeciwić, a tym bardziej mnie z łatwością pokonać. Wypytywałam go o Sasuke, ale on nic nie odpowiadał. Bredził tylko o kręgu nienawiści, który musi przerwać dając mi się zbić. Ja… - odwróciła wzrok. - Myślałam, że szukał usprawiedliwienia tchórzostwa. Mimo pewności, że jest słabeuszem nie umiejącym się obronić przed zwykłym biciem coś mi nie pasowało. To był Jego wzrok. Patrzył na mnie jak dziecko, któremu pozwolił się bawić na placu zabaw. W jego wzroku była pewność siebie i moc, która mnie irytowała. Uderzałam jeszcze mocniej. Gdyby nie jego przyjaciel nie wiem co mogło by się stać. O niego się nie martwię, wiem, że jest zbyt wytrzymały, żeby najsilniejsze lanie mu zaszkodziło. Martwię się o siebie. Nie wiem co by się stało gdyby zechciał się bronić. Z Jego… potęga mógłby mnie z łatwością zgnieść jak uciążliwego robaka. Nie zrobił tego. Nie zareagował. Pozwolił mi się wyżyć chcąc przerwać koło nienawiści. Myślę o tym każdego dnia. Co by się stało gdyby się bronił?
Spojrzała mi w oczy i odwróciła się na drugi bok. Wiedziałam, że to co mi powiedziała było poufne i tylko nieliczni o tym wiedzą.
Tym razem zasnęłam z łatwością.
***
Mała Hanabi radośnie krzyczała trzymając Naruto za rękę. Chłopak wyglądał na starszego, a Hanabi na młodszą, jej włosy też się zmieniły. Teraz były dużo jaśniejsze - raczej blond niż brązowe. Podbiegłam do nich chcąc sprawdzić czy to na pewno Naruto. Czemu nagle oprzytomniał i miał obie recę?
- Himawari nauczyła się nowego Jutsu. - Stwierdził chłopak.
Zatrzymał się i spojrzał prosto na mnie.
Najwyraźniej mówił do mnie, choć nie rozumiałam sensu jego słów. Nie wiedziałam kim jest Himawari i czemu ma mnie interesować jej nowe Jutsu.
Dziewczynka z białymi oczami i blond włoskami podbiegła do mnie i przytuliła. Nie wiedząc co zrobić odwzajemniłam uścisk.
- Mamo! - Krzyknęła. - Patrz!
Odsunęła się i w skupieniu wykonała 3 pieczęcie po czym wskazała na Naruto.
Ten uśmiechnął się po czym zniknął w obłoku dymu.
- Umiem znikać tatusia! - Krzyknęła rzucając mi się na szyję. - Ale się nie martw. Zaraz się pojawi.
Zgodnie z jej słowami Naruto pojawił się z szerokim uśmiechem na twarzy. Nim zdążyłam mrugnąć objął mnie w tali od tyłu przytulając.
- Nie mów jej, że to był klon. - Wyszeptał prosto do mojego ucha przyprawiając mnie o gęsią skórkę. - Jako przyszły Hokage musi nabrać pewności  siebie.
Mimo niedorzeczności sytuacji moje serce z powodu Jego bliskości przyspieszyło. Przy delikatnym pocałunku złożonym na karku prawie nie wyskoczyło z piersi.
Dziewczynka spojrzała na nas uśmiechając się pod nosem. Znałam ten uśmiech i “wąsiki” nad ustami.
- Fu! To obrzydliwe!
Zaśmiała się i pobiegła przed siebie.
Naruto zaklął przy moim uchu i natychmiast się przy niej pojawił.
- Tato! - Krzyknęła Himwari gdy mężczyzna ją podniósł. - To nie sprawiedliwe! Ja nie umiem się teleportować!
Naruto się zaśmiał i postawił dziewczynkę na ziemi.
- Nie martw się, nauczę cię jak będziesz starsza. - Uśmiechnął się szeroko. - Będziesz silniejsza ode mnie. Prawda, Hina?
Skierował głowę w moją stronę oczekując odpowiedzi. Mogłam tylko potwierdzić.
- Oczywiście. Dzieci zwykle są silniejsze od rodziców. Skoro twoim tatusiem jest ktoś tak uzdolniony jak Naruto zostaniesz wielkim Shinobi jak będziesz duża.
Dziewczynka z niewiadomych powodów spojrzała na mnie z wyrzutem w białych oczkach.
- Już jestem duża!
Naruto węstchnął i podszedł do dziewczynki.
- Masz dopiero 5 latek kochanie. - Stwierdził rozczulająco. - Trening ninja zaczniesz za 2 lata.
- Ja chce już!
- Musisz jeszcze troszeczkę pocze… - przerwał w pół słowa unosząc gwałtownie głowę.
Nim zdążyłam mrugnąć w jego ręce znalazł się kunai. Nie widziałam żadnego zagrożenia, więc przeskanowałam otoczenie  byakuganem.
Zaledwie parę kroków od nas biegłą dwójka zamaskowanych Shinobi. Wyjęłam broń stając w pozycji ataku. Nie miałam zamiaru uciec.
- Hinata! - Krzyknął Naruto nie odwracając wzroku od kierunku zagrożenia. - Zgarniaj małą i uciekaj!
Nie mogłam się ruszać. Nie mogłam go porzucić. Dziewczynka zaczęła płakać.
- Ale…
Nie mogłam go zostawić.
Chłopak związał parę pieczęci i wyszeptał coś.
Obok niego pojawił się klon, który podbiegł do dziecka i wziął je na ręce. Dziewczynka nie wiedziała co się dzieję, płakała i wzywała rodziców. Objęcia klona ją uspokoiły.
Wszystko wydarzyło się w jednej chwili. Napastnicy pojawili się w zasięgu wzroku. Z ich strony wyleciał mały, czarny przedmiot. Naruto uchylił się zgrabnie i skoczył na nich z uniesioną bronią. Nie przewidział jednego - kunai dalej leciał.
Nóż uderzył w środek pleców klona, który natychmiast zniknął w obłoku dymu. Dziewczynka opadała zbyt wolno by go uniknąć. Pisnęła po raz ostatni i upadła na ziemie by już nigdy nie powstać. Ciemna krew zabrudziła świeżą trawę.
Naruto krzyknął i rzucił się biegiem w stronę dziewczynki. Usiadł na ziemi nie przejmując się wrogimi ninja. Przytulił martwe ciało dziewczynki i musnął wargami jej czoło. Nie było w nim wściekłości, została tylko rezygnacja. Jego łzy spadły na twarz dziecka.
Przyglądałam się tej scenie z przerażeniem. Naruto spojrzał mi prosto w oczy z niemym oskarżeniem w oczach.
- Wszystko przez ciebie. - Wyszeptał.
Kolejny kunai trafił go w plecy nim zdążyłam mrugnąć.
Uśmiechnął się szeroko ostatni raz i przytulił mocniej dziewczynkę.
Ich krew się zmieszała zabarwiając świat na rubinowo.
Krzyczałam.

Obserwatorzy