niedziela, 13 września 2015

Rozdział 4

Wyczekaliście się co? Od ostatniego postu wiele się wydarzyło. Moja niedyspozycja była spowodowana brakiem okablowania internetowego w ścianie nowego mieszkania... Teraz powoli wracam do gry! Niestety posty będą pojawiać się nieregularnie i raczej nie za często. Z góry przepraszam za wszystkie dłuższe przerwy i solennie obiecuję, że nie mam najmniejszego zamiaru porzucić bloga.  Bez zbędnych przedłużeń: Zapraszam na rozdział 4! 
PS. Jak podoba się Wam nowy szablonik.

***



 Otworzyłam gwałtownie oczy, kolejny dziwaczny sen się skończył. Z każdym zaśnięciem moje sny robiły się coraz dziwniejsze, już nie straszne, tylko przygnębiające. Przynajmniej się wyspałam, tyle dobrze.

 Delikatnie usiadłam, bolało już o wiele mniej, spod bandaży nie sączyła się krew, dotknęłam dłonią czoła, gorączki też nie miałam. Okaz zdrowia. Zsunęłam stopy na podłogę i jednym ruchem podniosłam ciało z łóżka. Tym razem cała operacja przebiegła bez komplikacji. Stałam stabilnie i pewnie, tak samo ruszyłam w stronę drzwi prowadzących do innych pomieszczeń. Udało się; w kilku krokach pokonałam mały pokoik i nacisnęłam na klamką. Drzwi otwarły się, zobaczyłam mały korytarzyk zakończony kuchnią, z której unosił się smakowity zapach. Zdałam sobie sprawę jak bardzo byłam głodna.

 Pomieszczenie było malutkie, ale dobrze oświetlony i schludne. Na czyściutkim blacie stał talerz z apetycznie wyglądającymi kluseczkami. Obok leżała karteczka zapełniona drobnym pismem. Podeszłam do stołu i przeczytałam kartkę:

Hinato!
Jedzenie jest dla ciebie, ponadto możesz wziąć wszystko, co jest ci potrzebne w podróży. Zabierz swoje rzeczy i odjedź, proszę. Wrócimy w południe, do tego czasu zniknij.
Mam nadzieję, że weźmiesz na poważnie moją prośbę.

 Miałam odejść? Co zrobiłam źle? Czemu ta kobieta nienawidziła mnie tak mocno, żeby zostawić mi cały majątek? Zadawania nierozwiązywalnych pytań nie dało mi odpowiedzi.  Z każdą chwilą moje przeczucia stawały się coraz gorsze, musiałam jak najszybciej wydostać się z domku. Nie miałam zamiaru nic brać, wołałam nie wiedzieć, co by się stało gdybym to zrobiła. Nie mogłam ryzykować bardziej, miałam misję do wykonania. Zgarnęłam jednak kluseczki; głód nie dawał mi spokoju, a i tak pewnie inaczej by się zmarnowały. Zjadłam je szybko, rozważając plan działania.

 Po pierwsze musiałam znaleźć swoją torbę podróżną, potem odbiegnę jak najdalej od domu i dopiero wtedy rozważę kolejny krok. Dokończyłam posiłek i zmyłam po nim talerz, porządek przede wszystkim.

 Na szczęście w pierwszym pomieszczeniu, jakie odwiedziłam, skromnie umeblowanej sypialni dziecięcej znalazłam swoją torbę. Przejrzałam jej zawartość i z ulgą stwierdziłam, że nic nie zniknęło. Czas ruszać w drogę.

 Wyszłam z budynku i po raz ostatni na niego spojrzałam. Był mały, czysty i nijaki, ot kolejny dom ubogie, nijakiej rodziny. Normalnej.

 Nie wiedziałam jak to jest być normalnym, pracować rodzić się i umierać, wieść życie bez znaczenia. Nie musieć balansować na granicy dobra i zła, ciągle walczyć, oglądać śmierci bliskich. Gdybym miała wybierać zdecydowałabym się właśnie na taką rutynę, prostotę. Wybór nigdy nie należał do mnie, nawet, kiedy pozornie mogłam zdecydować, naprawdę nie miało to znaczenia. To tak jak z książkami, jedno słowo w obliczu pięciuset stron jest niczym. Nigdy nie miałam kontroli nad własnym losem, jakby moje życie zostało zaplanowane już kiedyś. Może nie jestem bez znaczenia  jak prości, normalni ludzie, ale dalej pozostaję pionkiem, w rozgrywce sił z którymi nie mogę się równać. Różnica jest drobna, ja zdaję sobie sprawę z tej wojny, prości ludzie nie.
Czas nie sprzyjałam takim rozmyślaniom, musiałam ruszać. Odwróciłam, się plecami do domu i pobiegłam przed siebie.

 Poruszałam się dużo wolniej niż przed incydentem z wronami, każdy krok sprawiał mi trudność. Nie mogłam biec po drzewach, więc musiałam poruszać się po wiejskiej drużce. Byłam blisko porażki. On by się nie poddał. Ja też nigdy więcej się poddam.  

***

 Było ciężko, powoli zaczynałam żałować, że nic nie wzięłam z domu nieznajomej, nawet okruszka! To nie była najmądrzejsza decyzja. Byłam bliska omdlenia; wyczerpanie i głód nie dawały o sobie zapomnieć, część ran otworzyła się i znów zaczęła krwawić. Szłam praktycznie bez przerwy od wielu godzin, a w krajobrazie nic się nie zmieniało. Wulkan powinien być już blisko, ale go nie widziałam, podobnie jak wioski która POWINNA znajdować się u jego podnóża. Jedynym pocieszeniem była górka przede mną, zasłaniająca mi widok. Łudziłam się, że za nią jest mój cel, normalnie mogłabym sprawdzić to Byakuganem, ale teraz nie mogłam marnować na to energii.

 Krok za krokiem, byłam bliżej Celu, każdy oddech przybliżał mnie do obudzenia Naruto. Czekałam z niecierpliwością, ale też z niepewnością. Jak On się zachowa? Może obudzi się dojrzalszy i zauważy, moje… uczucia, a wtedy. Wtedy co? Nigdy nie sięgałam wyobraźnią dalej, już to było dostatecznie nieprawdopodobne. Nie myślałam nigdy o Nim, na poważnie. To nie znaczy, że pałałam do Niego głupią, szczenięcą miłością, po prostu nie wyobrażam sobie wspólnego życia. Już przy samej, głupiej rozmowie mało nie mdleje, więc co będzie z głębszymi kontaktami? Świadomość, że może nastać taki czas w którym będzie zawsze przy mnie, będę mogła Go dotknąć, pocałować, porozmawiać z Nim w dowolnym momencie była przerażająca i piękna. Nie byłam gotowa odpowiadać na pytanie, czy tego chcę.

- Zapraszamy do gorących źródeł! Dzisiaj specjalna promocja! – Z rozmyślań wyrwał mnie głośny i radosny głos.

 Rozejrzałam się i spojrzałam prosto w oczy chłopcowi stojącemu przede mną. Dziwne, że wcześniej go nie zauważyłam, naprawdę potrzebowałam odpoczynku. Nieznajomy spojrzał na mnie pytająco i wyciągnął w moją stronę ulotkę z rabatem. Przyjrzałam mu się uważnie, wyglądał na trochę starszego ode mnie, był w miarę wysportowany, ale porównując go do takiego Lee, na pewno mu nie dorównywał. Miał ciemnobrązowe włosy i błękitne oczy, zupełnie jak On. Niczym więcej się nie wyróżniał, no może oprócz dziwnej czapki z plastikowymi kroplami.

 Przyjęłam ulotkę. Gorące źródła nie były takim złym pomysłem, musiałam odpocząć, lepiej wcześniej niż za późno. Był tylko jeden problem, na kartce nie było napisane gdzie one są.

- Przepraszam, na ulotce nie ma informacji gdzie są źródła.

 Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony i trochę skołowany.

- Nie jest to konieczne. Wszyscy w wiosce wiedzą gdzie są, nie mały za dużo gości. – Uśmiechnął się przepraszająco. – W takim razie pozwól, że cię zaprowadzę.

 Skinęłam głową przyjmując propozycje. Chłopak ruszył, a ja za nim.  Co parę sekund zerkał w moją stronę i natychmiast odwracał wzrok.

- Mieszkam tu od niedawna. – Stwierdził przerywając niezręczną ciszę. – Nie zdążyłem poznać wszystkich mieszkańców, więc założyłem, że ty też nim jestem.

 Czekał na reakcje, ale nie doczekawszy się,  znowu podjął rozmowę.

- Mogłem się domyślić, masz takie dziwne oczy. – Rzuciłam mu smutne spojrzenie, już dość nasłuchałam się o „dziwnych oczach”.

- Dziwne, ale ładne, to znaczy; nikt takich tu nie ma. – Spojrzał na mnie pytająco. – O to mi chodziło. Nie jesteś urażona?  Nie mogę zniechęcać klientów, szefowa potrąci mi z pensji.

- Nie, nie. – Naprawdę nie byłam urażona. – Po prostu nasłuchałam się dość o „dziwnych oczach”

- Tam gdzie mieszkasz, tylko ty je masz?

 Czułam, że miły nastrój naszej rozmowy zaraz zniknie i to wcale, nie z mojego powodu. Nie lubiłam mówić o swoim „Darze”, tym bardziej nowo poznanym osobom. Zmieniało to diametralnie ich stosunek do mnie, czasami na pozytywniejszy, ale w większości na pełny strachu szacunek.

- Cała moja rodzina ma takie same, ale i tak budzimy sensację. – I strach – dodałam już w myślach.

- A dlaczego takie są? – Pytania stawały się coraz bardziej bezczelne.

- To Kekkei Genkai. – Odparłam zwięźle

- To jakaś choroba genetyczna?

 To wypytywanie zaczęło mnie denerwować, zdecydowałam się powiedzieć wszystko, wtedy może uniknę kolejnego pytania.

- Tak jakby, kekkei genkai  pozwala używać specjalnych technik Występują w obrębie jednego klanu i dają unikalne zdolności. Ja dzięki Byakuganowi mogę widzieć prawię w 360 stopniach i przenikać wzrokiem przez przedmioty.  – Chłopakowi rozszerzyły się oczy, jakby ze strachu. Nie zamierzałam, jednak kończyć wykładu, chciał to ma. – Są też inne Kekkei genkai najpopularniejszy to sharingan, też technika wzrokowa. Użytkownicy mają czerwoną źrenice i jedno, dwie lub trzy czarne łezki. Na wyższym poziomie inny czarny wzór. Użytkownik ma wtedy wielką moc, może tworzyć iluzję na najwyższym poziomie.

 Zamilkłam. Chyba powiedziałam za dużo. Cholera, incydent ze zmianą nastawienia mojej wybawczyni po uzyskaniu szczątkowych informacji o moim „zawodzie” powinien mnie nauczyć milczeć. Pierwszy raz miałam problem, wynikający z powiedzenia czegoś za dużo, zwykle działało to w drugą stronę. Wojna i możliwa śmierć Naruto mnie zmieniły, stałam się bardziej otwarta.
Chłopak już na mnie nie zerkał. Szliśmy w milczeniu przez parę minut, aż w końcu zapytał, a raczej stwierdził:

- Jesteś shinobi? – Spojrzał mi w oczy, sekundę później opuścił wzrok.

  Skinęłam głową.

- Łaźnie są tam. – Wskazał dłonią budynek po prawej. – Życzę miłej zabawy. – Stwierdził oschle, jakby nagle przestał się interesować swoją posadą.

 Odszedł. Gdy zniknął za pierwszym drzewem ruszyłam do wskazanego budynku.  Coś było bardzo nie tak, miałam złe przeczucia. Czułam, że stanie się coś bardzo złego.

 Nie mogłam ulec czarnym myślą, na to będę miała czas gdy uratuje Naruto. Przynajmniej znalazłam wioskę pod wulkanem Na razie musiałam się zregenerować.

 Przyjrzałam się budynkowi przy gorących źródłach, był jasny i schludny na głównej fasadzie wisiał szyld: „ Gorące źródła pod kwitnącą wiśnią” zgodnie z nazwą przybytku w okolicy rosły drzewa o różowych listkach.

 Weszłam do środka i skierowałam się do lady gdzie stała miło wyglądająca starsza kobieta, pewnie właścicielka.

- Dzień dobry, panienko. – Zwróciła się do mnie, uprzejmie kobieta.

- Dzień dobry, chciałam skorzystać z gorących źródeł.

- Oczywiście, należy się 200 jenów. – Włożyłam dłoń do plecaka w poszukiwaniu portfela. – Nie jesteś stąd, prawda?

 Przed odpowiedzią zastanowiłam się dłuższą chwilę, instynkt podpowiadał mi, że nie powinnam mówić prawdy. Nie mogłam też udawać, że mieszkam w wiosce, staruszka na pewno znała wszystkich mieszkańców, choćby z widzenia, a ja miałam bardzo charakterystyczny wygląd.

- Podróżuję do mojej rodziny, po drugiej stronie wulkanu. – Postanowiłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i dowiedzieć się gdzie znajduje się cel mojej podróży. – Niestety,  zgubiłam się i nie wiem gdzie jest wulkan.

 Kobieta spojrzała na mnie ze współczuciem i pokiwała głową, z żalem.

- Widzę, że nie wyglądasz najlepiej, musiałaś dużo przejść. – Uśmiechnęła się do mnie z życzliwością ludzi starszych. – Stawiam obiad na mój koszt! Musisz być bardzo głodna. Poproszę też Takeo, żeby pokazał ci drogę do ognistej góry, to tylko dzień drogi stąd.

- Dziękuję Pani bardzo. – Zdziwiła mnie jej troska, zaledwie w ciągu paru dni spotkałam już dwójkę nieznajomych gotowych mi pomóc.

- Szatnia jest tam. – Wskazała pomarszczoną dłonią czerwoną zasłonę z symbolem kobiecej sylwetki. – Posiłek podamy w sali gości prawe drzwi. Życzę miłego pobytu!

 Skinęłam, w dziękującym geście głową. Weszłam do pomieszczenia za zasłoną. Pokoik był mały i przytulny, na podłodze były rozłożone maty, na których stały szafki na ubrania. Całość uzupełniały misternie wykonane malowidła kwitnącej wiśni na suficie.

Róż kwiatków przypomniał mi Sakurę, w końcu jej imię oznaczało właśnie to drzewo. Ciekawe jak sobie radziła w wiosce liścia, miałam niewytłumaczalne wyrzuty sumienia, że zostawiłam ją samą. Miałam wrażenie, że tylko my rozumiemy swój ból. Obie miałyśmy zupełnie inny stosunek do dwójki młodych bohaterów niż reszta sojuszu. Populacja Shinobi traktowała ich jak wielkich  mędrców uwikłanych w trudnej relacji. Dla nas byli najbliższymi osobami spoza rodziny, ona na pewno cierpiała podwójnie, w końcu była blisko z obojgiem, ja tylko z Naruto. Nie wiem jak zmieniły się jej uczucia względem Sasuke, ale miałam pewność, że nie zniknęły. Miałam tylko nadzieję, że nie czuję się bezsilna, poznałam pełnie grozy niemożności zrobienia niczego w sprawie swoich najbliższych, nie życzyłabym takiego losu największemu wrogowi. Właśnie dlatego ruszyłam na szaloną misje ratunkową, nie mogłam dużej znieść bezczynności. Dlatego nie mogłam tracić czasu na bezsensowne rozmyślania. Wróciłam myślami do rzeczywistości.

 Spojrzałam w jedno z luster rozstawionych w pokoju, ujrzałam młodą dziewczynę z splątanymi granatowymi włosami, roziskrzonymi, dziwnymi białymi oczami. Była ubrana w zniszczoną tunikę, na nogach i rękach widziałam małe, ale głębokie ranki, ledwie zasklepione. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę tak wyglądam, zniknęła cała powaga i elegancja w moim wyglądzie, nikt nie wpadł by teraz, że wywodzę się ze znamienitego rodu ekskluzywnych wojowników. Powoli, nie chcąc otworzyć ran ściągnęłam tunikę i wygładziłam palcami włosy. Zostałam w bieliźnie, dawała mi poczucie bezpieczeństwa i nie mogłam stracić okazję uprania jej. Wzięłam puszysty, biały ręcznik leżący w jednej z szafek i włożyłam do nie ubrania.

 Wyszłam przez zasłoną wymalowaną w symbole wody. Przybytek nazywał się pod kwitnącą wiśnią nie bez przyczyny, kwiaty tworzyły malowniczy baldachim różowych płatków nad gorącym źródłem. Jeziorko było przedzielone baldachimem, po drugiej stronie pewnie znajdowała się męska cześć. Z nad wody unosiła się zachęcająca para. Zziębnięta weszłam w jej obłok. Zalała mnie fala przyjemnego gorąca.

- Nie jesteś stąd. Prawda? – Usłyszałam kobiecy głos dochodzący z prawej strony, zadający to samo pytanie co właścicielka źródeł.

 Spojrzałam w stronę głosu. W wodzie siedziała ciemnoskóra młoda kobieta, mokre, czerwone włosy i żółte oczy nadawały jej tajemniczy wygląd. Miałam wrażenie, że już ją gdzieś widziałam.  Ona sprawiała wrażenie, że dobrze wie kim jestem, wpatrywała się we mnie uśmiechając się drapieżnie. Wyraźnie oczekiwała odpowiedzi.


- Z którą panną Hyuga mam do czynienia? – Spytała gdy nie uzyskała odpowiedzi na pytanie.

Obserwatorzy