PS. Jak podoba się Wam nowy szablonik.
***
Otworzyłam gwałtownie
oczy, kolejny dziwaczny sen się skończył. Z każdym zaśnięciem moje sny robiły
się coraz dziwniejsze, już nie straszne, tylko przygnębiające. Przynajmniej się
wyspałam, tyle dobrze.
Delikatnie usiadłam,
bolało już o wiele mniej, spod bandaży nie sączyła się krew, dotknęłam dłonią
czoła, gorączki też nie miałam. Okaz zdrowia. Zsunęłam stopy na podłogę i
jednym ruchem podniosłam ciało z łóżka. Tym razem cała operacja przebiegła bez
komplikacji. Stałam stabilnie i pewnie, tak samo ruszyłam w stronę drzwi
prowadzących do innych pomieszczeń. Udało się; w kilku krokach pokonałam mały
pokoik i nacisnęłam na klamką. Drzwi otwarły się, zobaczyłam mały korytarzyk
zakończony kuchnią, z której unosił się smakowity zapach. Zdałam sobie sprawę
jak bardzo byłam głodna.
Pomieszczenie było
malutkie, ale dobrze oświetlony i schludne. Na czyściutkim blacie stał talerz z
apetycznie wyglądającymi kluseczkami. Obok leżała karteczka zapełniona drobnym
pismem. Podeszłam do stołu i przeczytałam kartkę:
Hinato!
Jedzenie jest dla ciebie, ponadto możesz wziąć wszystko, co
jest ci potrzebne w podróży. Zabierz swoje rzeczy i odjedź, proszę. Wrócimy w
południe, do tego czasu zniknij.
Mam nadzieję, że weźmiesz na poważnie moją prośbę.
Miałam odejść? Co
zrobiłam źle? Czemu ta kobieta nienawidziła mnie tak mocno, żeby zostawić mi
cały majątek? Zadawania nierozwiązywalnych pytań nie dało mi odpowiedzi. Z każdą chwilą moje przeczucia stawały się
coraz gorsze, musiałam jak najszybciej wydostać się z domku. Nie miałam zamiaru
nic brać, wołałam nie wiedzieć, co by się stało gdybym to zrobiła. Nie mogłam
ryzykować bardziej, miałam misję do wykonania. Zgarnęłam jednak kluseczki; głód
nie dawał mi spokoju, a i tak pewnie inaczej by się zmarnowały. Zjadłam je szybko,
rozważając plan działania.
Po pierwsze musiałam
znaleźć swoją torbę podróżną, potem odbiegnę jak najdalej od domu i dopiero
wtedy rozważę kolejny krok. Dokończyłam posiłek i zmyłam po nim talerz,
porządek przede wszystkim.
Na szczęście w
pierwszym pomieszczeniu, jakie odwiedziłam, skromnie umeblowanej sypialni
dziecięcej znalazłam swoją torbę. Przejrzałam jej zawartość i z ulgą
stwierdziłam, że nic nie zniknęło. Czas ruszać w drogę.
Wyszłam z budynku i
po raz ostatni na niego spojrzałam. Był mały, czysty i nijaki, ot kolejny dom
ubogie, nijakiej rodziny. Normalnej.
Nie wiedziałam jak to
jest być normalnym, pracować rodzić się i umierać, wieść życie bez znaczenia.
Nie musieć balansować na granicy dobra i zła, ciągle walczyć, oglądać śmierci
bliskich. Gdybym miała wybierać zdecydowałabym się właśnie na taką rutynę,
prostotę. Wybór nigdy nie należał do mnie, nawet, kiedy pozornie mogłam zdecydować,
naprawdę nie miało to znaczenia. To tak jak z książkami, jedno słowo w obliczu pięciuset
stron jest niczym. Nigdy nie miałam kontroli nad własnym losem, jakby moje
życie zostało zaplanowane już kiedyś. Może nie jestem bez znaczenia jak prości, normalni ludzie, ale dalej
pozostaję pionkiem, w rozgrywce sił z którymi nie mogę się równać. Różnica jest
drobna, ja zdaję sobie sprawę z tej wojny, prości ludzie nie.
Czas nie sprzyjałam takim rozmyślaniom, musiałam ruszać.
Odwróciłam, się plecami do domu i pobiegłam przed siebie.
Poruszałam się dużo
wolniej niż przed incydentem z wronami, każdy krok sprawiał mi trudność. Nie
mogłam biec po drzewach, więc musiałam poruszać się po wiejskiej drużce. Byłam
blisko porażki. On by się nie poddał. Ja też nigdy więcej się poddam.
***
Było ciężko, powoli
zaczynałam żałować, że nic nie wzięłam z domu nieznajomej, nawet okruszka! To
nie była najmądrzejsza decyzja. Byłam bliska omdlenia; wyczerpanie i głód nie
dawały o sobie zapomnieć, część ran otworzyła się i znów zaczęła krwawić. Szłam
praktycznie bez przerwy od wielu godzin, a w krajobrazie nic się nie zmieniało.
Wulkan powinien być już blisko, ale go nie widziałam, podobnie jak wioski która
POWINNA znajdować się u jego podnóża. Jedynym pocieszeniem była górka przede
mną, zasłaniająca mi widok. Łudziłam się, że za nią jest mój cel, normalnie
mogłabym sprawdzić to Byakuganem, ale teraz nie mogłam marnować na to energii.
Krok za krokiem,
byłam bliżej Celu, każdy oddech przybliżał mnie do obudzenia Naruto. Czekałam z
niecierpliwością, ale też z niepewnością. Jak On się zachowa? Może obudzi się
dojrzalszy i zauważy, moje… uczucia, a wtedy. Wtedy co? Nigdy nie sięgałam
wyobraźnią dalej, już to było dostatecznie nieprawdopodobne. Nie myślałam nigdy
o Nim, na poważnie. To nie znaczy, że pałałam do Niego głupią, szczenięcą miłością,
po prostu nie wyobrażam sobie wspólnego życia. Już przy samej, głupiej rozmowie
mało nie mdleje, więc co będzie z głębszymi kontaktami? Świadomość, że może
nastać taki czas w którym będzie zawsze przy mnie, będę mogła Go dotknąć,
pocałować, porozmawiać z Nim w dowolnym momencie była przerażająca i piękna.
Nie byłam gotowa odpowiadać na pytanie, czy tego chcę.
- Zapraszamy do gorących źródeł! Dzisiaj specjalna promocja!
– Z rozmyślań wyrwał mnie głośny i radosny głos.
Rozejrzałam się i
spojrzałam prosto w oczy chłopcowi stojącemu przede mną. Dziwne, że wcześniej
go nie zauważyłam, naprawdę potrzebowałam odpoczynku. Nieznajomy spojrzał na
mnie pytająco i wyciągnął w moją stronę ulotkę z rabatem. Przyjrzałam mu się
uważnie, wyglądał na trochę starszego ode mnie, był w miarę wysportowany, ale
porównując go do takiego Lee, na pewno mu nie dorównywał. Miał ciemnobrązowe
włosy i błękitne oczy, zupełnie jak On. Niczym więcej się nie wyróżniał, no
może oprócz dziwnej czapki z plastikowymi kroplami.
Przyjęłam ulotkę.
Gorące źródła nie były takim złym pomysłem, musiałam odpocząć, lepiej wcześniej
niż za późno. Był tylko jeden problem, na kartce nie było napisane gdzie one
są.
- Przepraszam, na ulotce nie ma informacji gdzie są źródła.
Chłopak spojrzał na
mnie zdziwiony i trochę skołowany.
- Nie jest to konieczne. Wszyscy w wiosce wiedzą gdzie są,
nie mały za dużo gości. – Uśmiechnął się przepraszająco. – W takim razie
pozwól, że cię zaprowadzę.
Skinęłam głową
przyjmując propozycje. Chłopak ruszył, a ja za nim. Co parę sekund zerkał w moją stronę i
natychmiast odwracał wzrok.
- Mieszkam tu od niedawna. – Stwierdził przerywając
niezręczną ciszę. – Nie zdążyłem poznać wszystkich mieszkańców, więc założyłem,
że ty też nim jestem.
Czekał na reakcje,
ale nie doczekawszy się, znowu podjął
rozmowę.
- Mogłem się domyślić, masz takie dziwne oczy. – Rzuciłam mu
smutne spojrzenie, już dość nasłuchałam się o „dziwnych oczach”.
- Dziwne, ale ładne, to znaczy; nikt takich tu nie ma. –
Spojrzał na mnie pytająco. – O to mi chodziło. Nie jesteś urażona? Nie mogę zniechęcać klientów, szefowa potrąci
mi z pensji.
- Nie, nie. – Naprawdę nie byłam urażona. – Po prostu
nasłuchałam się dość o „dziwnych oczach”
- Tam gdzie mieszkasz, tylko ty je masz?
Czułam, że miły
nastrój naszej rozmowy zaraz zniknie i to wcale, nie z mojego powodu. Nie
lubiłam mówić o swoim „Darze”, tym bardziej nowo poznanym osobom. Zmieniało to
diametralnie ich stosunek do mnie, czasami na pozytywniejszy, ale w większości
na pełny strachu szacunek.
- Cała moja rodzina ma takie same, ale i tak budzimy
sensację. – I strach – dodałam już w myślach.
- A dlaczego takie są? – Pytania stawały się coraz bardziej
bezczelne.
- To Kekkei Genkai. – Odparłam zwięźle
- To jakaś choroba genetyczna?
To wypytywanie
zaczęło mnie denerwować, zdecydowałam się powiedzieć wszystko, wtedy może
uniknę kolejnego pytania.
- Tak jakby, kekkei genkai
pozwala używać specjalnych technik Występują w obrębie jednego klanu i
dają unikalne zdolności. Ja dzięki Byakuganowi mogę widzieć prawię w 360
stopniach i przenikać wzrokiem przez przedmioty. – Chłopakowi rozszerzyły się oczy, jakby ze
strachu. Nie zamierzałam, jednak kończyć wykładu, chciał to ma. – Są też inne
Kekkei genkai najpopularniejszy to sharingan, też technika wzrokowa.
Użytkownicy mają czerwoną źrenice i jedno, dwie lub trzy czarne łezki. Na
wyższym poziomie inny czarny wzór. Użytkownik ma wtedy wielką moc, może tworzyć
iluzję na najwyższym poziomie.
Zamilkłam. Chyba
powiedziałam za dużo. Cholera, incydent ze zmianą nastawienia mojej wybawczyni
po uzyskaniu szczątkowych informacji o moim „zawodzie” powinien mnie nauczyć milczeć.
Pierwszy raz miałam problem, wynikający z powiedzenia czegoś za dużo, zwykle
działało to w drugą stronę. Wojna i możliwa śmierć Naruto mnie zmieniły, stałam
się bardziej otwarta.
Chłopak już na mnie nie zerkał. Szliśmy w milczeniu przez
parę minut, aż w końcu zapytał, a raczej stwierdził:
- Jesteś shinobi? – Spojrzał mi w oczy, sekundę później
opuścił wzrok.
Skinęłam głową.
- Łaźnie są tam. – Wskazał dłonią budynek po prawej. – Życzę
miłej zabawy. – Stwierdził oschle, jakby nagle przestał się interesować swoją
posadą.
Odszedł. Gdy zniknął
za pierwszym drzewem ruszyłam do wskazanego budynku. Coś było bardzo nie tak, miałam złe
przeczucia. Czułam, że stanie się coś bardzo złego.
Nie mogłam ulec czarnym
myślą, na to będę miała czas gdy uratuje Naruto. Przynajmniej znalazłam wioskę
pod wulkanem Na razie musiałam się zregenerować.
Przyjrzałam się
budynkowi przy gorących źródłach, był jasny i schludny na głównej fasadzie
wisiał szyld: „ Gorące źródła pod kwitnącą wiśnią” zgodnie z nazwą przybytku w
okolicy rosły drzewa o różowych listkach.
Weszłam do środka i
skierowałam się do lady gdzie stała miło wyglądająca starsza kobieta, pewnie
właścicielka.
- Dzień dobry, panienko. – Zwróciła się do mnie, uprzejmie
kobieta.
- Dzień dobry, chciałam skorzystać z gorących źródeł.
- Oczywiście, należy się 200 jenów. – Włożyłam dłoń do
plecaka w poszukiwaniu portfela. – Nie jesteś stąd, prawda?
Przed odpowiedzią
zastanowiłam się dłuższą chwilę, instynkt podpowiadał mi, że nie powinnam mówić
prawdy. Nie mogłam też udawać, że mieszkam w wiosce, staruszka na pewno znała
wszystkich mieszkańców, choćby z widzenia, a ja miałam bardzo charakterystyczny
wygląd.
- Podróżuję do mojej rodziny, po drugiej stronie wulkanu. –
Postanowiłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i dowiedzieć się gdzie
znajduje się cel mojej podróży. – Niestety,
zgubiłam się i nie wiem gdzie jest wulkan.
Kobieta spojrzała na
mnie ze współczuciem i pokiwała głową, z żalem.
- Widzę, że nie wyglądasz najlepiej, musiałaś dużo przejść.
– Uśmiechnęła się do mnie z życzliwością ludzi starszych. – Stawiam obiad na
mój koszt! Musisz być bardzo głodna. Poproszę też Takeo, żeby pokazał ci drogę
do ognistej góry, to tylko dzień drogi stąd.
- Dziękuję Pani bardzo. – Zdziwiła mnie jej troska, zaledwie
w ciągu paru dni spotkałam już dwójkę nieznajomych gotowych mi pomóc.
- Szatnia jest tam. – Wskazała pomarszczoną dłonią czerwoną
zasłonę z symbolem kobiecej sylwetki. – Posiłek podamy w sali gości prawe
drzwi. Życzę miłego pobytu!
Skinęłam, w
dziękującym geście głową. Weszłam do pomieszczenia za zasłoną. Pokoik był mały
i przytulny, na podłodze były rozłożone maty, na których stały szafki na
ubrania. Całość uzupełniały misternie wykonane malowidła kwitnącej wiśni na
suficie.
Róż kwiatków przypomniał mi Sakurę, w końcu jej imię
oznaczało właśnie to drzewo. Ciekawe jak sobie radziła w wiosce liścia, miałam
niewytłumaczalne wyrzuty sumienia, że zostawiłam ją samą. Miałam wrażenie, że
tylko my rozumiemy swój ból. Obie miałyśmy zupełnie inny stosunek do dwójki
młodych bohaterów niż reszta sojuszu. Populacja Shinobi traktowała ich jak
wielkich mędrców uwikłanych w trudnej
relacji. Dla nas byli najbliższymi osobami spoza rodziny, ona na pewno
cierpiała podwójnie, w końcu była blisko z obojgiem, ja tylko z Naruto. Nie
wiem jak zmieniły się jej uczucia względem Sasuke, ale miałam pewność, że nie
zniknęły. Miałam tylko nadzieję, że nie czuję się bezsilna, poznałam pełnie
grozy niemożności zrobienia niczego w sprawie swoich najbliższych, nie
życzyłabym takiego losu największemu wrogowi. Właśnie dlatego ruszyłam na
szaloną misje ratunkową, nie mogłam dużej znieść bezczynności. Dlatego nie
mogłam tracić czasu na bezsensowne rozmyślania. Wróciłam myślami do
rzeczywistości.
Spojrzałam w jedno z
luster rozstawionych w pokoju, ujrzałam młodą dziewczynę z splątanymi
granatowymi włosami, roziskrzonymi, dziwnymi białymi oczami. Była ubrana w
zniszczoną tunikę, na nogach i rękach widziałam małe, ale głębokie ranki,
ledwie zasklepione. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę tak wyglądam, zniknęła
cała powaga i elegancja w moim wyglądzie, nikt nie wpadł by teraz, że wywodzę
się ze znamienitego rodu ekskluzywnych wojowników. Powoli, nie chcąc otworzyć
ran ściągnęłam tunikę i wygładziłam palcami włosy. Zostałam w bieliźnie, dawała
mi poczucie bezpieczeństwa i nie mogłam stracić okazję uprania jej. Wzięłam
puszysty, biały ręcznik leżący w jednej z szafek i włożyłam do nie ubrania.
Wyszłam przez zasłoną
wymalowaną w symbole wody. Przybytek nazywał się pod kwitnącą wiśnią nie bez
przyczyny, kwiaty tworzyły malowniczy baldachim różowych płatków nad gorącym
źródłem. Jeziorko było przedzielone baldachimem, po drugiej stronie pewnie
znajdowała się męska cześć. Z nad wody unosiła się zachęcająca para. Zziębnięta
weszłam w jej obłok. Zalała mnie fala przyjemnego gorąca.
- Nie jesteś stąd. Prawda? – Usłyszałam kobiecy głos
dochodzący z prawej strony, zadający to samo pytanie co właścicielka źródeł.
Spojrzałam w stronę
głosu. W wodzie siedziała ciemnoskóra młoda kobieta, mokre, czerwone włosy i żółte
oczy nadawały jej tajemniczy wygląd. Miałam wrażenie, że już ją gdzieś
widziałam. Ona sprawiała wrażenie, że
dobrze wie kim jestem, wpatrywała się we mnie uśmiechając się drapieżnie. Wyraźnie
oczekiwała odpowiedzi.
- Z którą panną Hyuga mam do czynienia? – Spytała gdy nie uzyskała
odpowiedzi na pytanie.