- Wydawało mi się, że zakazałam komukolwiek tu wchodzić. - Usłyszałam wściekły głos Tsunade.
Kobieta stała w drzwiach i trzymała ręce na biodrach. Wyglądała na zdenerwowaną.
- Przepraszam. - Sakura miała skruszony głos. - Nie powinnam była…
- Eh… - Hokage machnęła dłonią jakby nie obchodziły ją wytłumaczenia. - Nie ważne już. - Wyjęła z kieszeni płaszcza małą, białą kopertę. - Mam wyniki badań. Zaraz dowiemy się, czemu się nie budzą.
Zaczęła po cichu czytać. Czekałyśmy z Sakurą na jej relacje.
- Cholera! - Krzyknęła wymachując pięścią.
- I co?! - Sakura chyba doszła do tych samych wniosków, co ja, wyniki były złe.
- Nic nie możemy zrobić. - Złość gwałtownie opuściła Hokage. Powrócił rozsądek. - Czakra zadziałała jak trucizna.
- Czakra jak trucizna. Czy to możliwie?
- Czasami potężna energia tak działa. - Kobieta zamilkła na chwilę. - Mieli za duży nagły zastrzyk czakry. Mędrzec dał im jej za dużo, a potem sami uderzyli się jeszcze większą ilością. Po za tym zderzyło się Yin i Yang. Dopóki dwa typy energii pozostaną w jednym ciele w zbyt dużych ilościach nie wybudzą się.
- Jest sposób wyciągnięcia jej? - Pytam nieśmiało.
- Bez uszkadzania ciała? - W jej głosie słychać nutki sarkazmu. - Nie, niestety. Żadna dostępna metoda nie zadziała.
Widziałam ból w oczach kobiety, stara się go nie pokazać. Straciła wszystkich bliskich, a teraz umiera jej przybrany wnuk. Na taką stratę nie da się uodpornić.
- Dostępnych? Cokolwiek trzeba będzie zrobić zrobię.
- Możemy czekać na cud. - Tsunade zamknęła oczy.
- A, co ze smoczą lilią? - Odezwała się cicho Sakura.
Hokage gwałtownie rozwarła powieki.
- Z czym?! - Spytała głośno i gwałtownie.
- Dała mi pani do czytania książkę o roślinach leczniczych. - Wyjaśniła dziewczyna. - „ Smocza lilia słynie z możliwości usuwania nadmiaru czakry. Rośnie tylko na bogatych w minerały ziemiach.”
- Już pamiętam. Taki czerwony brzydki kwiatek. Masz niezłą pamięć. - Przerwała na sekundę. - Niestety rośnie tylko na ziemi bogate w pyły wulkaniczne. Najbliższy wulkan jest w kraju błyskawic. Za daleko. Nikogo nie wyślę na misję.
- Ja pójdę. - Mówię cichutko. Nie mam wyboru muszą walczyć.Nigdy więcej się nie poddam.
- Wykluczone! - Złość Tsunade powróciła. - Nie puszczę cię samej!
- Pozwól mi, proszę. - Spojrzałam Hokage w oczy. - On by mi zaufał.
Wie o kim mówię, nie musiałam wymieniać imienia. Kobieta odwróciła głowę i wciągnęła powietrze.
- Musiałabyś wyruszyć jak najszybciej. - Wypuszcza zawartość płuc z głośnym świstem. - Nie zawiedź mnie. Nie zawiedź Go. - Wyciągnęła z kieszeni płaszcza kawek papieru. - Mapa, przyda ci się. Musisz dotrzeć do wulkanu. - Postukała palcem w punkt zaznaczony na mapie. - Jest tu. Pamiętaj, że szukasz małego, czerwonego kwiatka. Liczy się każda sekunda, jeśli wroga energia zrobi zbyt duże szkody w organizmie nie da się tego cofnąć. Poradzisz sobie?
- Tak. - Przytaknęłam.
- No, ja mam nadzieje! - Pomachała rękoma jakby mnie wyganiała. - Raz, raz! Czas ucieka!
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Odwróciłam się od niej i przytuliłam Sakurę na pożegnanie.
- Uważaj na siebie. - Wyszeptała mi do ucha.
- Pilnuj Ich. - Odpowiedziałam.
Odwróciłam się i wyszłam zostawiając drzwi do kwiecistej komnaty szeroko otwarte.
Wybiegłam ze szpitala potrącając przypadkowych ludzi. Nie miałam zamiaru tracić czasu. Po chwili biegłam z pełną prędkością ulicami konohy. Mijałam w szaleńczym tempie budynki, ludzi. Skręciłam w renomowaną dzielnicę mojego klanu. Spędziłam tu całe dzieciństwo, znałam każdy zakamarek, bieg nie sprawiał mi trudności.
Dotarłam do rodzinnej rezydencji, pchnęłam drzwi i wpadłam do środka ciężko dysząc.
Nie tracąc czasu przeszłam szybkim krokiem do mojego pokoju. Wyjęłam z szafy podróżny plecak i parę zwoji. Zapieczętowałam ubrania i bronie. Wyszłam z pokoju i przeszłam do kuchni. Wyjęłam z szafek przypadkowe produkty spożywcze i też je zapieczętowałam.
- Gdzie to tak się śpieszysz? - Usłyszałam za plecami głos Hanabi
- Mam misję. Długo mnie nie będzie. - Uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Powodzenia. - Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko. - Pomóc ci?
- Ściągnij z szafy puszkę z ciasteczkami.
W niej przechowywaliśmy pieniądze na nagły wypadek.
Hanabi posłusznie ściągnęła puszeczkę i podała mi ją. Wyjęłam całą sumę i włożyłam ją do portfela. Nie miałam czasu jej liczyć. Na pewno mi wystarczy, ojciec zwykle trzyma w niej pieniądze wystarczające na spokojne życie przez kilka lat. Rzadko je naruszaliśmy. Mawia, że lepiej zawsze mieć zabezpieczenie.
Włożyłam zwoje i portfel do plecaka.
- Szybko wracasz?
- Obiecuję, że będę na twoich urodzinach. - Hanabi urodziła się 27 czerwca, za miesiąc przypadały jej 13 urodziny.
- Trzymam za słowo.
Przytuliłyśmy się na pożegnanie.
- Pożegnaj ode mnie ojca! - Krzyknęłam na przy drzwiach.
- Nie ma problemu!
Wyszłam z domu. Zostawiłam za sobą rezydencje, odbiegłam w stronę bramy wioski.
Minęłam zdezorientowanych strażników.Chwilę później byłam poza bramami Konohy. Nagle Uderzyła we mnie świadomość, że jestem sama. Pierwszy raz nie ma przy mnie nikogo. Jestem wolna, zdana na siebie. Jak popęłnie błąd, zginę
Musiałam zaplanować podróż, nikt za mnie tego nie zrobi. Przystanęłam i wyciągnęłam z plecaka mapę. Musiałam przejść przez kraj Gorących Źródeł i później kraj Mrozu. Wulkan znajdował się przy granicy kraju błyskawic, niedaleko wioski ukrytej w chmurach.
Podróż w jedną stronę zajmie mi około 2 tygodnie, akurat tyle, żeby zdążyć na urodziny Hanabi.
Spojrzałam po raz ostatni na wioskę liścia, mój dom. Odwróciłam spojrzenie i wskoczyłam na najbliższe drzewo rozpoczynając podróż w nieznane.
***
Szłam już od dziewięciu dni. Powoli kończyła się żywność, na szczęście mogłam ją dokupić. Był tylko jeden problem, znajdowałam się na kompletnym odludziu.
Podróżowałam drogą, która zdawała się nie mieć końca, wokoło mnie nie było żywej duszy. Według mapy niedaleko była wioska. Niczego, jednak nie widziałam. Albo ja byłam ślepa albo mapa niedokładna. Stawiałam na to drugie.
Dla pewności przeczesałam teren byakuganem. Z każdym treningiem zwiększały mi się umiejętności, jednak dalej nie byłam w stanie widzieć dalej niż 20 kilometrów. W promieniu tej odległości nie było nikogo. Byłam zdana na siebie. Nie było sensu dalej dzisiaj iść, ściemniało się, a ja nie odpoczywałam od dłuższego czasu.
Znalazłam doskonałe miejsce na obóz, małą jaskinie ukrytą pod stertą głazów. Weszłam do niej i zrzuciłam plecak na ziemię. Na szczęście była dostatecznie wysoka, żeby stać wyprostowanym nie dotykając głową sufitu.
Ułożyłam z zebranych wcześniej gałęzi mały stosik. Związałam pieczęcie. Szybkim Jutsu stylu ognia zapaliłam ognisko. W pobliżu nie było nikogo, wiec mogłam pozwolić sobie na dym.
Wyciągnęłam zwoje z plecaka i odpieczętowałam jedzenie. Zostało mi już tylko suszone mięso, ale przynajmniej mogłam ogrzać się przy ogniu. Nie było źle.
Mogłam być z siebie dumna, tak po prostu. Wyruszyłam samotnie na trudną misję, która zaważy na życiu Naruto. Nagle dotarła do mnie świadomość, że po raz pierwszy to ja Go ocalę. Nie mogę przegrać muszę wykorzystać szansę. Dam radę, nigdy więcej nie poddam się. Z wojowniczymi myślami powoli zasypiałam przy ogniu.
Poczułam ból, obezwładniający i nagły. W jedną z moich gałęzi z wielką siłą wbił się kunai. Posiadaczem broni był zamaskowany, ubrany w czarny płaszcz z czerwonymi chmurkami, shinobi. Nie ja, jednak byłam jego celem. Przy moim pniu stała dziewczynka. Mała brunetka z białymi oczkami, krwawiła z wielu ran, ledwo trzymała się na nogach. Ciosu uniknęła cudem, odskoczyła do tyłu i zderzyła się z drzewem, ze mną. W jednej sekundzie rozpoznałam dziewczynkę, Hanabi. Nie mogłam nic zrobić, krzyczałam, ale nikt nie słyszał mojego krzyku.
Wróg zaatakował. Wyprowadzał cios za ciosem. W jego ruchach była rzadko spotykana gracja. Każde uderzenie było finezyjne, jakby dokładnie zaplanował każdą sekundę ruchu. Było widać, że nie jest przypadkowym zbójem. Hanabi nie miała szans. Próbowała parować ciosy, jednak wróg był dla niej za szybki. Raz po raz jego pięści w nią uderzały i popychały na pień.
Hanabi nie miała szans, nie ważne, co zrobi przegra. Mogłaby się poddać, uniknąć niepotrzebnego bólu, jednak nie zrobiła tego. Walczyła dzielnie z całych sił. Mężczyzna zaczął się śmiać, kpił sobie z odwagi dziewczynki. Jego uderzenia stały się brutalniejsze, silniejsze. Przebił się przez obronę Hanabi i zadał jej ostateczny cios. Siła ataku odrzuciła ją do tyłu, na pień. Uderzyła we mnie z głośnym hukiem. Powoli zsuwała się po korzę, w końcu upadła na ściółkę leśną.
- No, w końcu. - Stwierdził zamaskowany shinobi wyjmując katane z pochwy przy pasie.
Nie mogłam nic zrobić, jedynie patrzeć. W środku krzyczałam rozpaczliwie, ale żaden dźwięk nie zakłócał ciszy.
Wróg uniósł miecz nad Hanabi. Opuścił go ze świstem. Rozległ się obrzydliwy dźwięk rozcinanego ciała. Pień splamiła krew niewinnego dziecka. Mojej siostry. Przyglądałam się jak wydaję ostatnie tchnienie. Zamknęła oczka, na jej buzi pojawił się psotliwy uśmieszek. Jej serce stanęło.
Nic nie mogłam zrobić. Zawszę tylko patrzę. Nic nie mogę poradzić na śmierć bliskich. Kto jeszcze musi zginąć żebym coś zrobiła?
Wróg w stroju akatsuki odszedł uśmiechając się pod nosem. Ciało Hanabi leży na moich korzeniach. Na buzi ma wieczny psotny uśmiech. Śmierć dzieci jest jedną z niewielu rzeczy, do których nie da się przyzwyczaić. Dziecko na zawsze pozostanie dzieckiem. Nigdy nie zasmakuję dorosłości, pocałunków, odpowiedzialności za własny los. Pozostanie tylko maleńkim ciałkiem, które kiedyś zostanie zapomniane. Krzyczałam, nikt nie słyszał.
Zmieniłam formę, znów byłam sobą. Podbiegłam do ciała siostry i je przytuliłam. Już nigdy nie usłyszę jej śmiechu, nie zobaczę jej oczu, nie dotknę ciepłych policzków. Zostałam sama. Mama, Neji, Hanabi, Naruto. Wszyscy mnie opuścili. Czułam łzy na policzkach, byłam sama.
Opuściłam Hanabi na ziemie. Podeszłam do drzewa, którym kiedyś byłam, wyciągnęłam kunai z gałęzi. Obróciłam go ostrzem w swoją stronę. Usiadłam opierając się o pień, ściółka była mokra od krwi. Pogłaskałam włosy Hanabi uśmiechając się przepraszająco. Wzięłam zamach, jednym szybkim ruchem dźgnełąm się w brzuch.
Otwarłam gwałtownie oczy, obudziłam się dysząc.
- To tylko sen. - Uspokoiłam się. - Hanabi jest bezpieczna, w domu.
Usiadłam. Ognisko wygasło, pozostała po nim tylko kupka popiołu. Wstawał nowy dzień, słońce rozświetliło mrok.
Zapowiadał się piękny poranek. Uspokoiłam się, nic nie groziło Hanabi, jest bezpieczna. Mam misję do wykonania, nic mnie nie powstrzyma, nawet koszmary.
Nie mogłam marnować czasu na niepotrzebne rozmyślanie. Czas wyruszyć w nieznane.
Co to było!
OdpowiedzUsuńIdealne określenie i zacytowanie zdania z animacji Skok przez płot.
Co to było!? Jak to co, genialny rozdział. Nie ogarniałam na początku czemuż to Hina się drzewem stała, ale to tak wyjaśnione że wybaczam. Czułam ten jej strach, chęć zakończenia życia... na szczęście to sen. Niech dziewczyna szybko leci po te zielsko i nazat do wioski! :D
Bardzo fajnie napisane, jednak drażniły mnie te duże przerwy w dialogach. Mam w zwyczaju czytać na telefonie, więc ta, że tak to ujmę, cecha pisanych przez cb rozdziałów razi mnie w oczy. Dodatkowo niepotrzebnie powiększa post, gdyż masz wtedy dwa razy dłuższy, co jest w sumie oszustwem. Wydaje się że długi a kozauje się że to tylko 2/4 bez tych przerw.
Takie jest przynajmniej moje zdanie. Nie zraź się jakby co.
Pozdrawiam i weny życzę
Ecl
PS: nwm czy wiesz i czy czytałaś, ale u mnie jest już 11 rozdział
Cieszę, że ci się podoba ;)
UsuńCo do przerw, wydaję mi się, że tak tekst jest czytelniejszy. Nie chodzi o wydłużanie, tylko o uniknięcie efektu "ściany tekstu". Może na telefonie wygląda to niekorzystnie, ale w wersji komputerowej nie ma natłoku i chaotyczności na blogu ;)
Kocham ten rozdział ♥
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc spodziewałam się szybkiego romansu z tragicznym zakończeniem, ale ta wersja jest o niebo lepsza. Mam tylko nadzieje, że nie uśmiercisz Naruciaka. Co do samego rozdziału, świetnie opisany sen ( jak zwykle ) Wypowiem ( albo wypiszę ) się na temat przerw w tekscie, który poruszył poprzedni komentarz. Dzięki enter tekst prościej się czyta, nie zmieniaj tego. Ploseee
Dużoooo weny życzę ♥
Dzięki za komplementy ;)
UsuńPrzerw nie zmienię.
Taka Hinata mi się podoba:) Świetny pomysł na tą historię każdy rozdział tylko mnie w tym przekonaniu utwierdza i sprawia że nie mogę doczekać się następnego. Jestem ciekawa czy Naruto doceni to co dla niego ona teraz robi no i oby nie ucierpiał biedaczek:D A co do hmm stylu w jakim piszesz to jest spoko jest twój i masz do niego prawo poza tym to treść się liczy najbardziej:) Powodzenia i dużo weny:)
OdpowiedzUsuńDzięki, jak na razie wena mnie nie opuszcza ;)
OdpowiedzUsuńJaki śliczny szablonik <3
OdpowiedzUsuńDzięki, udało mi się go znaleźć na "panda graphics" ;)
Usuń