sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 3


 Minęłam kolejną stertę głazów, krajobraz kraju Mrozu był naprawdę monotonny. Same głazy, skały i piach tylko czasami mogłam zobaczyć samotne drzewo. Za każdym razem, gdy takie widziałam przypominałam sobie koszmar z Hanabi w roli głównej.

 Podświadomie wiedziałam, że jest bezpieczna, ale sen był żywy i pełny szczegółów, nie dało się go odróżnić od rzeczywistości. Nie mogłam przestać o nim myśleć, obsesyjnie wracałam do jego znaczenia. Wyczerpanie, odwodnienie, głód i monotonny pejzaż nie pomagały zapomnieć.

 Zerwał się wiatr. Ptaki, chyba kruki wzbiły się do lotu urozmaicając widok. Było ich mnóstwo, wielka plama czerni na niebie, leciały blisko siebie uderzając się skrzydłami. Zdawały się pochłaniać światło, zaginając przestrzeń. Zbliżały się do mnie, zaczęłam się irracjonalnie bać. Przyspieszyłam kroku. Kruki na pewno nie były zwyczajne, może to jakieś genjutsu?

 Szybko przejrzała chmarę byakugana. Ptaki nie były iluzją, jedynie nienaturalnie wielka ilość energii życiowej była podejrzana. Leciały coraz szybciej, powoli mnie doganiały.

 Zaczęłam biec, strach przerodził się w panikę. Słyszałam za plecami, co raz bliżej łopot skrzydeł. Biegłam najszybciej jak mogłam, ptaki nie dawały za wygraną. Usłyszałam skrzeczenie i krakania, musiały być już bardzo blisko.
 Poczułam pierwsze uderzenie skrzydła, pierwsze ugryzienie. Stanęłam i zasłoniłam dłońmi twarz, żeby ją uchronić. Kruki otoczyły mnie zwartym kołem. Ich pazury i dzioby zostawiały na moim ciele krwawe ślady. Zaczęłam tracić siły, niespodziewanie szybko. Upadłam. Powoli zamykały mi się oczy, świat był nieostry. Ostatnim widokiem było niebo, nieporuszone jak zawsze. Potem była już tylko ciemność.


***


Zabrali mi skrzydła i zabronili latać
Zabrali mi skrzydła, bym nie poznał świata
Zabrali mi skrzydła, bo to jedyna droga
Zabrali mi skrzydła, bym nie poznał Boga.


 Usłyszałam głęboki, kobiecy śpiew. Melodia była powolna i melancholijna, wznosiła się by potem opaść. Dziewczyna śpiewała ślicznie i czysto.
 Spróbowałam otworzyć oczy, z wielkim trudem udało mi się. Widziałam plamę czerni, obraz był zamazany. Natychmiast przypomniałam sobie o krukach, powinnam być cała pogryziona, a nic mnie nie bolało, czułam dziwne otępienie i mrowienie w całym ciele.

 Dziewczyna przerwała śpiew. Musiała się nade mną nachylić, bo dostrzegłam jej twarz. Raczej jej kontur, widziałam niewyraźną, zamazaną plamę bieli otoczoną żółtym.

 Spróbowałam się poruszyć, nic z tego. Miałam za ciężkie kończyny, jakby z ołowiu. Nie mogłam nawet ruszyć palcem.

- Wstałaś?- Usłyszałam ten sam, co wcześniej śpiewający głos. - Nie próbuj się ruszać, napar przeciw bólowy cię osłabił.

Po co mi go podano? Gdzie byłam? Kim jest? Nie mogłam zadać tych pytań kobiecie, nie byłam w stanie wypowiedzieć słowa.

- Nie bój się, zadbamy o ciebie. - Zaczęła wracać mi ostrość widzenia i dostrzegłam, że blondynka się uśmiecha. - Nie wiem, czemu te ptaszyska tak cię urządziły, wcześniej nikogo nie atakowały. - Odsunęła się ode mnie. - Muszę wyjść, za chwilę wrócę.

 Odprowadziłam wzrokiem jej sylwetkę.

 Miałam potwierdzenie, że nie wymyśliłam sobie tego ataku, tyle dobrze. Jeszcze lepiej, że powoli zaczęłam odzyskiwać czucie, zaczęło się od palców mogłam nimi delikatnie poruszać, z resztą ciała dalej nic nie mogłam zrobić.

  W miarę upływu czasu poczułam delikatne swędzenie, które przerodziło się w ból. Czułam się jakby całe ciało miałam poobijane. Spróbowałam unieść głowę. Udało się, spojrzałam w dół w stronę ciała. Widok mnie zszokował, byłam prawie cała zakrwawiona, każdy odkryty kawałek skóry szpeciły małe ranki. Na szczęście nie krwawiły, kimkolwiek była śpiewająca dziewczyna zawdzięczałam jej życie. Bez opieki medycznej z takimi rozległymi ranami wykrwawiłabym się. Zabita przez ptaki, nie wroga, nie potężnego shinobi, chorobę czy starość, ptaki. Byłabym jeszcze bardziej żałosna niż teraz.

Ciekawe, co On by na to powiedział, co by zrobił. Walczył, ja też powinnam, nie ważne, kto był wrogiem. Ptaki, shinobi czy ja sama. Nigdy więcej się nie poddam.

Spróbowałam usiąść, ciało zaprotestowało upadłam na materac. Rany bolały coraz mocniej, lek przestawał działać. Spróbowałam jeszcze raz. Z wielkim trudem udało się. Siedziałam, teraz tylko musiałam znaleźć sposób jak wstać. Spróbowałam powoli spuścić stopy na podłogę, udało się. Teraz zostało mi tylko dźwignięcie się. Z całej siły podparłam się dłońmi i pchnęłam tors w górę. Przez parę sekund zawisłam w powietrzu na wyprostowanych ramionach. Ręce zaczęły mi drżeć, nie wytrzymywały ciężaru ciała. Upadłam na zimne deski, nie miałam siły więcej wstać.

 Nagle usłyszałam dźwięk uderzenia ciężaru o ziemie. Podniosłam głowę, żeby zobaczyć, co upadło. Przede mną stała młoda kobieta, o włosach odcieniu czupryny Naruto. Na podłodze obok niej leżały pełne siatki z zakupami, pewnie to one wypadły dziewczynie z dłoni.

- Możesz mi wyjaśnić, co do cholery jasnej robisz na podłodze?! - Blondynka miała zdenerwowany głos, w trakcie mówienia oparła, oskarżającym gestem ręce na biodrach.

Podeszła do łóżka i pomagał mi z powrotem się położyć.

- Człowiek się stara, ratuje nieznajomych z łap śmierci, a żadnego szacunku w zamian nie dostaje. Ranić się jest łatwo leczyć trudniej.

 Z pokorą wysłuchałam wszystkiego, co miała do powiedzenia, w końcu uratowała mi życie.

- Ki... Kim jesteś? - Udało mi się wtrącić do jej monologu, nie było łatwo, mówienie nadal sprawiało mi trudność.

Kobieta uśmiechnęła się szeroko.

- Zwykłą gospodynią domową, która zna podstawy sztuki leczenia. - Zamilkła na chwilę. - Prawdziwe pytanie brzmi, kim ty jesteś?

 Zastanawiałam się ile mogę jej powiedzieć, misja nie była tajna, kobieta uratowała mi życie, wiec nie mogłam odmówić jej udzielenia informacji.

- Hinata Hyuga, shinobi z wioski ukrytego liścia. - Uśmiech zamarł na ustach gospodyni. - Nie ma się pani, czego bać. - Dodałam szybko w odpowiedzi na grymas mojej wybawicielki.

- Spokojnie. – Stwierdziła, uśmiech powrócił na jej twarz, tym razem był sztuczny, jakby udawany. - Wiem już, czemu ptaki cię zaatakowały. Tutejsze kruki oprócz padliną żywią się też żywym ciałem, jeżeli jest w nim bardzo dużo energii życiowej. Wy, shinobi. - Wymówiła ten wyraz, jakby ze strachem lub pogardą, nie umiałam rozpoznać. - Robicie te swoje czary, do których wykorzystujecie energię życiową, którą zwiecie czakrą. - Zamilkła i podniosła głowę jakby coś usłyszała.

 Po sekundzie i ja usłyszałam dźwięk kroków. Usiadłam, bolało, ale już mniej. Spojrzałam w stronę drzwi z, zza których dochodził dźwięk. Chwilę później drzwiczki otworzyły, stanęła w nich dziewczynka, mała brunetka. Od razu pomyślałam o Hanabi, wyglądało zupełnie jak ona, niska, szczupła, brązowowłosa, tylko oczy je różniły, moja siostra miała byakugana, jej źrenice nie były widocznie, ta dziewczynka miała śliczne błękitne oczy.

- Mamo? - Spytało dziewczynka i spojrzało na mnie. - Kto to? - Nie dała czasu na odpowiedź. - Czemu ona ma takie dziwne oczy?

 Kobieta, pewnie matka dziecka, spojrzała na mnie z wyrzutem, jakby milcząco oskarżała mnie o przyjście swojej córki.

- Nasz gość, kochanie. - Mówiąc to podeszła do dziewczynki i pogłaskała ją po głowie. - Ptaki ją podziobały, zostanie z nami do czasu wyzdrowienia.

 Dziewczynka zmierzyła mnie oskarżającym wzrokiem, jakiego umieją używać tylko dzieci. Po chwilowej niepewności uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła w moją stroną dłoń. Uścisnęłam ją.

- Jestem Himawari, mam 10 lat. - Przedstawiła mi się.

- Śliczne imię, zawsze lubiłam słoneczniki. - Uśmiech dziewczynki się powiększył. - Ja jestem Hinata, bardzo przypominasz mi moją siostrę, też jest taka ładna i mądra.

- Dzięki. - Gwałtownie zmieniła temat - A ile masz lat?

- 17.

- Hinata na pewno musi odpocząć, a ty masz chyba zadanie domowe, prawda?- Do rozmowy wtrąciła się matka Himawari.

 Kobieta rzuciła mi wymowne spojrzenie, jakby próbowała mi powiedzieć żebym zostawiła dziewczynkę w spokoju. Złapała córkę za dłoń i wyszły z pokoju.

- Prześpij się. - Rzuciła mi na odchodne.

  Drzwi się zamknęły i zostałam sama. Zastanawiała mnie ta nagła zmiana nastroju kobiety. Na początku naszej rozmowy odnosiła się do mnie uprzejmie, życzliwie, wręcz żartowała ze mną. Chwilę później stała się oziębła, niemiła. Każdym gestem pokazywała, że chciałaby się mnie pozbyć, ale z jakiegoś powodu nie może tego zrobić. Ciekawe, czemu nastąpiła tak gwałtowna i szybka zmiana. Pewnie miało to związek z tym, że jestem shinobi. Może kobieta się mnie bała? Nie, to raczej wykluczone, w tym stanie nawet najlepszy ninja nie mógłby jej zagrozić.

 Czułam, że wcześniej czy później znajdę odpowiedź na pytanie, czemu moja wybawicielka nie lubi shinobi. Intuicja podpowiadała mi, że nie będzie to miła informacja. Tymczasem musiałam jak najszybciej wyzdrowieć, znaleźć ten kwiatek i uratować Naruto.

 Skumulowałam czakrę, jaka mi pozostała, wokół moich dłoni pojawiła się zielona otoczka mocy. Przystawiłam ją do największej rany. Nie ważne, jakim kosztem musiałam się uleczyć. Poczułam jak gwałtownie wyciekają ze mnie resztki energii, użycie czakry nie było zbyt mądrym posunięciem…

 Cofnęłam medicjutsu, musiałam znaleźć jakiś inny sposób. Może odpoczynek nie był takim złym pomysłem? Był tylko jeden problem, bałam się zasnąć. Nie było nocy, żeby koszmary mnie nie dręczyły, lepszą opcją wydawało się nie zasypianie. Teraz, jednak nie miałam wyboru.

 Położyłam się wygodnie, zamknęłam oczy i spowolniłam oddech. Czekałam na sen.

Otworzyłam oczy, natychmiast oślepiła mnie fala jasnego światła. Otaczał mnie radosny festyn, dzieci biegały radośnie krzycząc wokół kolorowych pawilonów. Nie pamiętałam jak się tu znalazłam, ale nie przeszkadzało mi to, wypełniała mnie dziwna radość.

 Poczułam delikatne szarpnięcie w okolicach dłoni. Spojrzałam tam moim oczom ukazała się mała, granatowłosa dziewczynka z białymi oczkami.

- Babciu! – Wykrzyknęło radośnie dziecko – Mogę watę cukrową? Proszę! – Zamilkła czekając na odpowiedź.

 Spodziewała się jej ode mnie? Byłam zdecydowanie za młoda, żeby być matką, a co dopiero babcią. Dziewczynka pewnie mnie z kimś pomyliła.

 Skinęłam potwierdzająco głową, musiałam udawać, że wiem, o czym mówi.

- Dzięki. – Wykrzyknęła i odbiegła w stronę pawilonów.
- Ładnie tak rozpieszczać wnuki? – Usłyszałam z zza pleców znajomy głos.

 Obróciłam się. Przede mną stała różowowłosa staruszka, uśmiechała się szeroko.

- Musiała mnie pani z kimś pomylić. – Wyjąkałam speszona.

- Aż tak stara nie jestem, żeby zapominać przyjaciół. – Przerwała na chwilę. – Może to ty zapomniałaś mnie? Co, Hinata?

 Nagle mnie olśniło, to była Sakura!

- Nigdy bym cię nie zapomniała. – Radośnie stwierdziłam. – Trochę mnie ten jarmark rozkojarzył. – Przerwałam na chwilę. – Tak w ogóle, z jakiem okazji go urządzili.

 Sakura popatrzyła na mnie zdziwiona.

- Jak to, z jakiej?! – Spytała gniewnie. – Dzisiaj pięćdziesiąta rocznica zakończenia wielkiej wojny. – Posmutniała nagle. – I czterdziesta dziewiąta rocznica śmierci największych bohaterów Liścia. – Spojrzała na mnie z naganą. – Pewnych rzeczy nie powinno się zapominać.

- Ale, jak to? – Wyszeptałam.
- Nie pamiętasz już jak razem walczyli z Madarą? Jak kochałaś Naruto, a ja Sasuke? – Zamilkła na chwilę. – Teraz, kiedy obie mamy rodziny wydaję się to odległe, ale ja nigdy nie zapomnę.

- Oni zginęli?



- Nikt cię nie wini, że nie przyniosłaś antidotum. Teraz są w lepszym miejscu, i obaj spełnili swoje marzenia. – Wskazała dłonią na górę Hokage, zaraz po twarzy Piątej w skale były wyrzeźbione profile Naruto i Sasuke. Dalej była podobizna Kakashiego i paru innych mężczyzn, których nie rozpoznawałam. – Obaj dostali pośmiertny tytuł Kage. – Zamilkła i uśmiech powrócił na jej twarz. – Nie ma, co tak smucić, choć zjemy sobie watę cukrową. Kto powiedział, że staruszkom nie wolno?! – Pociągnęła mnie w stronę, w którą odbiegła mała dziewczynka, która mnie zaczepiła.

***

Mam bardzo ważną informacje, wyjeżdżam 7 lipca na cały miesiąc. W tym czasie nie ukaże się żaden rozdział. Do 4 postaram się napisać rozdział 4, ale nic nie obiecuję. 
Życzę miłych wakacji ;)

9 komentarzy:

  1. Powiem ci że mam spory mętlik w głowie po tym rozdziale ale podobał mi się :). Z niecierpliwością będę czekać na czwarty który mi choć trochę wyjaśni wszystko żebym mogła przeżyć ten miesiąc spokojnie czekając cierpliwie na kolejny:) Życzę weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadziej, że to pozytywny mętlik ;)
      Co do nowego rozdziału, raczej pojawi się dopiero za miesiąc.

      Usuń
  2. Z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej z twoim pisaniem.
    Rozdział bardzo dobry, tylko trochę współczuję tych snów Hinacie. :/ Biedactwo nie może się nawet spokojnie wyspać! No, ale mam nadzieję, że znajdzie to antidotum i jak najszybciej wróci do Naruciaka! *o*
    Pozdrawiam i życzę wielu pomysłów do kontynuowania historii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że widzisz poprawę z każdym rozdziałem, staram się poprawiać niedociągnięcia.
      Na szczęście pomysłów na razie mi nie brakuję ;)

      Usuń
  3. Opowiadanie jest szczególne, dużo czytam ale z takim się jeszcze nie spotkałam, ma w sobie taką świeżość (To przynajmniej moje odczucia). Bardzo mi się podoba. Yuki masz świetny styl pisania, przyjemnie się czyta.
    Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    Jeżeli jesteś zainteresowana zapraszam do mnie: http://wyartykuluj-mi-prawa-milosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;)
      Jakoś sama nie myślę o mojej twórczości jako o powiewie świeżości, ale strasznie się cieszę, że ktoś tak myśli.
      Na następny rozdział będziesz musiała czekać aż do sierpnia
      Na blog na pewno zajrzę.

      Usuń
    2. Kolejny świetny rozdział :) Nie mogę doczekać się następnych. Twój blog jest na wysokim poziomie

      Usuń
    3. Witam w gronie komentatorów ;) I dziękuję za pozytywną ocenę.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy